sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 2

 

Rozdział 2




Rano wstałam niczym zombie, byłam wyzuta z emocji i bardzo zdołowana. Powoli się ubrałam, przygotowałam, skopiowałam CV. Dzisiaj miałam przemierzyć Pokątną w poszukiwaniu jakiejkolwiek pracy. Zeszłam do jadalni w „Dziurawym Kotle” i zjadłam śniadanie, które przegotowała mi niejaka Miriel. Kobieta o miłym spojrzeniu, w średnim wieku, niska, uprzejma. Ruszyłam w stronę wejścia na rzeczoną ulicę. Wystukałam odpowiednie cegiełki i wkroczyłam w tłum. Na pierwszy ogień poszedł sklep z eliksirami domowej roboty. Godnie płatna praca. Budynek był wykonany z pomarańczowej cegły, a nad drzwiami wisiał szyld głoszący :" eliksiry u Gandalfa". Wnętrze było przytulne, żeby nie powiedzieć przytłaczająco. Mnóstwo garnuszków, fiolek, plam i śladów po wybuchach. Wszędzie unosił się zapach terpentyny i oleju lnianego, nie wiem czemu. Zza kontuaru zawalonego pudełkami po chemikaliach, wyszedł najpewniej, właściciel.

-Dzień dobry. Ja w sprawie ogłoszenia. Czy nadal aktualne?- Wysoki mężczyzna w bujnej, siwej fryzurze, zlustrował mnie uważnie.
-Nie proszę pani, mamy już WYKWALIFIKOWANEGO pracownika.- Chciałam coś powiedzieć, że jestem warta tej posady, że warto mnie przyjąć, że nie pożałuje. W jednej chwili poczułam się bezwartościowa i podła, nie zasługująca na uwagę. Zwiesiłam głowę, ale nie poddawałam się. Było nieco gorzej gdy w kolejnych czterech sklepach i firmach uzyskałam negatywną odpowiedź Wchodząc do księgarni, wzięłam głęboki wdech.

-Dzień dobry, ja w sprawie pani ogłoszenia, czy nadal jest aktualne?- wysoka, starsza kobieta w okularach, zmrużyła oczy, by wyraźniej mnie dostrzec.
-Och kochaniutka! Oczywiście!- wykrzyknęła entuzjastycznie i klasnęła z dłonie, podskakując lekko. Uśmiechnęłam się szeroko na myśl o udanej wyprawie już pierwszego dnia. Niestety, życie miało zupełnie inne plany względem mnie.- Teodor, Teodor! Chodźże tutaj, mamy pracowniczkę!- gruby mężczyzna wyjrzał zza regału i schował się z powrotem.
-Głupia kobieto! Przecież wczoraj zatrudniliśmy Tobiasza! Kup sobie eliksir na sklerozę.- staruszka zrobiła zdziwioną i lekko urażoną minę.
-Wybacz skarbie, ale wygląda na to, że już mamy pracownika.- Powiedziała zmartwionym i przepraszającym tonem. Odeszłam załamana. W kolejnych, także mnie nie chcieli. Nie zdobyłam pracy. Na pokątnej, ogromnej ulicy, nie było miejsca dla mnie. Czułam się zupełnie odrzucona i niechciana.

Wróciłam do Kotła w sam raz na porę kolacji. Tyle straconej energii na nic... Pogoda na zewnątrz, zdawała kierować się moim samopoczuciem. Niebo zasnute grafitowymi chmurami, zabierało promienie słońca. Liście drzew łagodnie szumiały, a chłodnie październikowe powietrze przypominało o nadchodzącej zimie. Nie potrafiłam już wykrzesać z siebie, choćby knuta entuzjazmu. Owo niebo, przypominało jego oczy, ten ból związany z wynikami testu ciążowego... To uczucie pustki jaką po sobie zostawił...
Siorpiąc po trochu rosół, przyniesiony przez Miriel podsłuchałam rozmowę, czarodziei siedzących niedaleko.

-Słyszałeś Wirginiuszu, że nasz drogi dyrektor Hogwartu potrzebuje nauczyciela starożytnych run? Nasza droga Honorata zmarła tydzień temu.- rozmowę zaczął ten w płaszczu i z szpiczastym nosem.
-Powiadasz?! Przecież to trudne znaleźć nauczyciela w środku roku...- Moja mózgownica, pracowała na najwyższych obrotach. Czy to możliwe, że mogłabym uczyć w Hogwadzie? Czy to szansa od losu? Oby tak, nie czekałam na nic więcej, wybiegłam, z hukiem rzucając łyżeczkę do talerza. Wszyscy oglądali się za mną zdziwieni. Weszłam do pokoju i naskrobałam szybko, list do profesora Dumberdora. Zawarłam tam wyrazy, tego jak bardzo pragnę i potrzebuję tej pracy. Ostatnia nadzieja, rozpaliła moje serce na nowo. Chciałam uczyć w Hogwarcie.. Wymarzona praca dla mnie i... MOJEGO SEKRETU.
Dołączyłam moje CV i wysłałam sowę. Nie mogłam dalej jeść, żołądek wykonał obrót i chwilę potem klęczałam nad sedesem, zwracając wszystko co zjadłam. Kiedy doszłam do siebie umyłam twarz i położyłam się rozmyślając.

Jak szybko nadejdzie sowa? Czy zechcą mnie przyjąć? Miałam w głowie coraz bardziej wyraźny plan na przyszłość. Pojadę do Hogwartu, każdą wypłatę będę skrupulatnie odkładać. Kiedy uzbieram wystarczająca ilość- wyjadę. Gdzieś daleko. Będę żyła w świecie mugoli. Razem z moim dzieckiem, zapewnię mu szczęśliwe życie.
-Nie pozwolimy się skrzywdzić. Prawda?- rzekłam w stronę ciszy. Wokoło słychać było rozmowy i kłótnie, ludzi mieszkających obok. To nie było miejsce dla mnie. „Dziurawy Kocioł” to sam dół... Krople ulewy, bębniły o szybę. Drewniany dach skrzypiał i warczał. I ja, pośród tego wszystkiego. Sama, jedyna, zgubiona i potrzebująca. Teraz płaciłam za chwilę zapomnienia, ale przecież nie mogłam narażać rodziców. Musiałam zacisnąć pięści i ruszać dalej, do celu. Tak bardzo chciałam, żeby to wszystko się nie wydarzyło...

Ciekawie jak jest w Hogwarcie, czy coś się zmieniło? Czy są nowi nauczyciele? Jak się czuje Hagrid? Jak wyglądają uczniowie, czy nadal ci z Gryfndoru to najlepsi, a ze Slytherinu to sami idioci... Odpłynęłam w ramiona morfeusza, po tym niezwykłym dniu.  

4 komentarze:

  1. Zapowiada się świetnie!:3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny bardzo fajny rozdział c: czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne. Przejrzyście napisane. Wciąga niemiłosiernie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe po prostu wspaniałe <3<3<3

    Całuski Olcia ;*

    OdpowiedzUsuń