sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 3




Rozdział 3



 -Puk, puk, puk- natrętne pukanie wybudziło mnie z krzepiącego snu. Klnąc cicho podeszłam do drzwi i otworzyłam ja ze złością, spoglądając na przybysza. Była to kobieta, zajmująca się posiłkami, nie rozumiałam po co tutaj przyszła. Spoglądała na mnie z uśmiechem.
-Dzień dobry panienko. Czy panienka wymelduje się dzisiaj, czy też przedłuży u nas swoją wizytę?- zatkało mnie. Stałam tam jak łoś, ze szeroko rozdziawioną buzią i kompletnie, brakiem pomysłów na zrobienie czegoś ze sobą. Nie mieściło mi się w głowie, że te dwa dni minęły tak szybko. A ja dotąd nie miałam odpowiedzi z pracy. Nie mogłam iść na ulicę. Ponadto sowa nie odnalazłaby mnie i straciłabym szanse. Ze łzami w oczach, wpadłam do pokoju i usiadłam na łóżku, przetrząsając torebkę w nadziei odnalezienia sumy. Rozczulona Miriel podeszła do mnie, siadając obok i kładąc rękę na plecach w pocieszającym geście.
-Skarbie- powiedziała głosem dobrej ciotki.- co jest?- spojrzałam na nią oczyma pełnymi łez Nie wiedząc kiedy, opowiedziałam jej o imprezie., ciąży, ucieczce, planach na przyszłość, liście do Hogwartu, nadziei i braku pieniędzy. Na koniec westchnęła tylko przeciągle i spojrzała na mnie jakby próbując uwierzyć.
-Taka młoda, a więcej zmartwień, niż ja przez całe życie. Kochanieńka mam dla ciebie propozycję.- na te słowa moje serce zabiło żywiej.- Pomożesz mi w sprzątaniu pokoi, a ja powiem mężowi, że zostaniesz na następną noc w zamian za pracę. Może być? I będziesz mogła w razie czego zostać dłużej.- Łzy szczęścia poleciały strumieniem, po moich policzkach. Nie wiedziałam co powiedzieć i czym zasłużyłam sobie na taką hojność tej pani?
-Dziękuję pani! Naprawdę, dziękuję!- ta poklepała mnie po ramieniu i wstała.
-Skarbie, naprawdę nie ma za co. W końcu muszę zrobić jakiś dobry uczynek przed śmiercią- posłała mi ciepły uśmiech. Do mojego złamanego serca, wkradła się nikczemna myśl „ Może wreszcie, będzie lepiej”
-Niech pani da mi przyrządy i mogę już zaczynać.- powiedziałam wstając z łóżka i zmierzając w stronę łazienki z świeżymi ubraniami.
-Wózek z tym wszystkim stoi na końcu korytarza. Kochanie, tylko się nie przemęczaj, a co dasz radę załatw „Chłoszczyć”.- wyglądała na zamyśloną. Po głębszym oddechu wstała i skierowała się do drzwi.- Oby ci się ułożyło, moje dziecko.- powiedziała i wyszła. Też miałam taką nadzieję, ale czy mogłam sobie na nią pozwolić? Przecież utrata tej iskry, mogłaby mieć śmiertelne skutki. Teraz musiałam ostrożnie wybierać, być odpowiedzialną, jak nigdy dotąd. Ten cienki lód po, którym stąpałam, mógł w każdej chwili pęknąć oferując mi uniwersalny szok.
Ostrożność i cierpliwość- droga do szczęścia.

W zupełnej ciszy i przytłaczającym zamyśleniu, poszłam się przygotować. Zabawnie wyglądałam w czepku i sukni sprzątaczki, długiej i niewygodnej, ale dzięki temu pasowałam do atmosfery miejsca. Kilka zbuntowanych, kosmyków wydostawała się spod nakrycia, przez co ciągle musiałam je poprawiać. Zabrałam cały zestaw na kółkach i przeszłam do sprzątania, przed chwilą opuszczonych pokoi.

Nie spodziewałam się, że będę pracować jako sprzątaczka w 'Dziurawym Kotle”, co więcej: Jako ambitna uczennica, byłam przekonana, iż nawet nie będę tutaj gościem. Ironia losu.

Gorzki śmiech, rozproszył ciszę w całym korytarzu, do którego właśnie weszłam. Drzwi od pokoju pięćdziesiąt cztery, zamknęły się z głośnym trzaskiem, od którego podskoczyłam, zostawiając przed pokojem, młodego, wysokiego i szczupłego mężczyznę. Z wyraźnym zdenerwowaniem, które było widać po zbielałych knykciach, palił papierosa. Dym wypełnił całą przestrzeń nieprzyjemnym zapachem. Spojrzał się na owe drzwi, dalej się podśmiewając.
-Hej, chyba nie zrobisz tu sceny?!- zapytał z wyraźnym rozbawieniem.
-A właśnie że tak!- dosłyszałam stłumiony, kobiecy głos.
-Chrzań się! Słyszysz?! Mam cię w dupie!- ryczał z zapalczywością godną, włoskiego byka. Jeszcze na odchodnym kopną w futrynę, rzucił filtr papierosa na ziemię i przydeptał. Świetnie! Miałam jeszcze to do wysprzątania! I już miałam wchodzić do następnego siedliska bakterii, kiedy ten wyszedł z cienia, kierując się w moją stronę. Stałam jak porażona. Chwyciłam w dłoń różdżkę, kiedy w ostatniej chwili przypomniałam sobie o moim „maskującym” przebraniu. Wyglądał zupełnie tak jak te felerne, trzy miesiące temu. Niczym grecki bóg. Blond włosy w nieładzie, przeszywające, błękitne oczy. Szybko spuściłam głowę.
-Dzień dobry. Czy mogę prosić o wymeldowanie?- cały czas na ustach miał lekceważący uśmiech.
-Myślę, że tak. Obawiam się, że nie do mnie należą takie obowiązki. Musi pan zejść do recepcji.- Patrzył na mnie jakbym nic nie powiedziała.- Na dół!- warknęłam. Nie powinno się denerwować kobiet w ciąży! Co za prymityw. Strasznie trudno było mi być dla niego uprzejma, chciałam miotać w niego przekleństwami i zaklęciami na zmianę. Chciałam się rozpłakać i wtulić w niego. Chciałam widzieć sztylet sterczący w jego piersi. Pragnęłam widzieć jego ból, jego krew. Ten tylko łypną na mnie z rozbawieniem, powolnym chodem poszedł, w dól schodów. Zacisnęłam dłonie w pięść i postanowiłam nie wybuchnąć. Bo potem musiałabym nie tylko szybko uciekać, ale i sprzątać po niedokonanej, jeszcze, rozróbie.
Kopniakiem otworzyłam kolejne drzwi i wpadłam tam niczym terrorysta do banku Gringotta. Na sam początek, zebrałam resztki jedzenia i papierki z podłogi. Starłam warstwę kurzu z parapetu i kufra, a potem ściągnęłam śmierdząca pościel z trzeszczącego łóżka. Nie wiedziałam i nie miałam zamiaru dowiadywać się kto tam mieszkał. Po tych, kilku wyjątkowo nieprzyjemnych czynnościach, w tym sprzątnięciu toalety, przeszłam do zmycia podłogi zaczarowanym mopem, więc nie była to ani żmudna, ani trudna praca. Powoli zebrałam klamoty i przeszłam do kolejnego zadania.
Miałam takie „szczęście”, że kiedy wychodziłam z pięćdziesiątki trójki, z „mieszkanka” Malfoya wyszła, wysoka, piękna kobieta o długich blond włosach i bladej cerze. Wtedy nie zwróciłam uwagi na jej podobieństwo do Draco. Poprawiła swoje włosy i posyłając mi uśmiech, niemalże zalotny, zeszła po schodach. Po torbie, którą zabrała ze sobą, wnioskowałam, że pokój nie miał już być w ogóle użytkowany przez tą obleśną dwójkę. Rozejrzałam się zrezygnowana, w poszukiwaniu innej opcji. Niestety- już sprzątnęłam wszystko co mogłam. Ociągając się podeszłam z wolna do miejsca mojej męki. Nie chciałam znowu czuć jego zapachu, widzieć rzeczy pozostawionych przez niego. Aby przedłużyć wszystko, podeszłam do zostawionego, przez „Smoka” niedopałka. Starannie uprzątnęłam i zamiotłam całą okolicę śmiecia, aż w końcu nie było do czego się przyczepić. Westchnęłam głęboko, rozumiejąc, że oto będę musiała tam wejść. Z drugiej strony mogłam powiedzieć Miriel aby zrobiła to za mnie, ale wolałam nie narażać się jej, lenistwem. Pchnęłam lekko „Wrota Do Piekieł”, te ustąpiły z cichym skrzypnięciem. Wetknęłam do środka nieśmiało głowę, potem stopę, a na końcu wskoczyłam tam cała. Rozejrzałam się po „apartamencie”. O dziwo nie zastałam tam wielkiego armagedonu, wszechobecnego zniszczenia i średnich rozmiarów, czarnej dziury. Wszystko było w normie. Pościel na łóżku w nieładzie, wręcz artystycznym, jakiś sok, rozlany na parapecie i oczywiście kufer na rzeczy, zapchany papierkami i zużytym pergaminem. Czy tylko ja domyślałam się właściwej funkcji tegoż przedmiotu?
Zabrałam się do pracy, starając się zapomnieć czyi pokój nawiedziłam. „Nie myśl o tym, nie myśl...”. Po niedługim czasie mogłam śmiało stwierdzić, że pokój został doprowadzony do stanu porządku i czystości. Oczywiście na tyle, na ile umożliwiały mi środki czystości i sam obiekt. Nie wszystko da się zrobić, mimo najszczerszych chęci, są jednak rzeczy, do zrobienia niemal niemożliwe.

3 komentarze:

  1. Haha fajne zakończenie
    Czyżby Smok miał
    Kolejną ,,dziewczyne´´??
    ~Czarna

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne c; strzelam że ta dziewczyna to krewna Draco c; czytam dalej ;)

    OdpowiedzUsuń