Rozdział 13
To był
bez wątpienia tragiczny dzień. Utkwiłam w domu Malfoya i naprawdę
nie miałam motywów na to, co z sobą zrobić. Zaskoczyła mnie
godzina do której wstałam, albowiem było to kilka minut po
jedenastej. Najwidoczniej wychodziłam z szoku. Powoli i z niechęcią
wstałam z aksamitnej pościeli i ubrałam się po czym zeszłam na
dół w poszukiwaniu śniadania. Cóż, chyba wolno mi nieco
uszczuplić zawartość lodówki nieprzyjaciela w ramach odwetu, za
to gdzie jestem. Okazało się, że siedział przy stole w jadalni,
na którym stało mnóstwo przeróżnych potraw i czytał gazetę
marszcząc brwi z nachmurzoną miną.
-Dzień
dobry - powiedziałam, anonsując swoje przyjście. Oderwał się
raptownie od artykułu i odłożył go.
-Dzień
dobry. Jak się spało? - zapytał matowym tonem, siląc się
najwidoczniej na uprzejmość.
-W
porządku - odparłam równie uprzejmie. Zajmując miejsce naprzeciw
niego zanim podszedł, aby odsunąć dla mnie krzesło. Spojrzał się
na mnie przenikliwym wzrokiem, po czym ponownie usiadł bez słowa.
-Jakie
masz plany na dziś? - jego ton głosu nie wyrażał żadnych uczuć,
prócz lekkiego zdenerwowania, nieudolnie maskowanego.
-W
zasadzie zamierzałam udać się do centrum Londynu - pominęłam
fakt iż idę do lekarza, którego miałam odwiedzać co kilka
tygodni od momentu zajścia w ciążę do porodu. To też nie było
mi zbytnio na rękę, ponieważ musiałam pilnować dat i
synchronizować wszystko.
-Podwiozę
cię. Sam muszę się udać do ministerstwa. - wstał dopijając kawę
i zarzucił na ramiona marynarkę od jakiegoś drogiego projektanta.
Sama właśnie zaczęłam przeżuwać bagietkę z serem pleśniowym,
który dosłownie rozpływał się w ustach. Odłożyłam pieczywo i
zajrzałam do mojego kubka. Z zawodem zarejestrowałam iż
zawartością nie jest kawa o jakiej marzyłam, tylko zielona
herbata. Z bólem popiłam trochę cieczy i wróciłam do bagietki.
Tymczasem Draco pobiegł po schodach do góry. Nie było go dość
długo sądząc po ilości spożytego przeze mnie posiłku. Do
pieczywa dołączyły plasterki pomidora przekładane mozzarellą,
tost z miodem i szklanka koktajlu z owoców leśnych. Skończywszy
się pożywiać wstałam i przeszłam do długiego holu, któremu
niewiele brakowało do gustownie urządzonego foyer. Na prawej
ścianie od strony drzwi wisiało duże lustro od samego sufitu do
posadzek.
Kiedy
Malfoy zszedł z plikiem dokumentów, które zamykał w teczce
ubrałam czarny, materiałowy płaszcz. Czułam się trochę dziwnie
wychodząc z domu Draco, razem z Draco, wsiadając do samochodu Draco
i ogólnie przebywać przy nim. To tak jak skakanie po linie
zawieszonej nad basenem pluszowych misi. Wiemy, że nic nam się nie
stanie, ale mimo wszystko nie chcemy zaliczyć upadku. Tak właśnie
było ze mną. Wbrew wyobrażeniom, gdzie miały miejsce zdarzenia z
filmów akcji z bandziorami, przemytem narkotyków i szybkimi
samochodami rozbijającymi się na każdym kroku, jazda była dość
wygodna i nie musiałam z nim rozmawiać, ponieważ najwidoczniej
pochłonęły go jakieś natrętne myśli. Blondyn zatrzymał się
przy jednym z parków, a ja wyskoczyłam szybko z samochodu,
mamrocząc pożegnanie. Rozejrzałam się po okolicy i szybko
ustaliłam moją trasę.
Po
krótkim marszu znalazłam się u lekarza. Wchodząc do wysokiego na
pięć pięter i sterylnego budynku podeszłam do recepcji. Za
okienkiem siedziała młoda kobieta, stukająca w klawiaturę.
-Przepraszam.
- odezwałam się. Podniosła na mnie oczy ukryte za okularami.
Uniosła brwi pytająco. - Jestem umówiona z doktorem Tednielem na
godzinę dwunastą. - Szybko wystukała hasła na klawiaturze i
zmarszczyła brwi. Spojrzała na mnie z grzecznym uśmiechem.
-Przepraszam,
doktor Tedniel nie pracuje dzisiaj. Mogę umówić panią za tydzień.
- nie powiem, że byłam szczęśliwa z takiego obrotu sytuacji.
-Tak,
proszę. - kobieta przejechała myszką po ekranie.
-Godność?
-Hermiona
Jane Granger. - wyrecytowałam.
-Proszę,
za tydzień o czternastej, gabinet trzydzieści cześć, drugie
piętro. - mówiąc to podała mi karteczkę, którą wsadziłam do
torebki.
Nie
wiedząc co ze sobą począć udałam się w stronę najbliższej
księgarni. Tu przychodziłam od ładnych paru lat. Książki zawsze
piętrzyły się tu pod sam sufit i jestem pewna, że można by kupić
tu znaczą część dorobku literackiego Anglii i nie tylko. Kręciłam
się dłuższy czas, przeglądając co ciekawsze, ale dopiero po
godzinie znalazłam książkę mogolskiego debiutanta. Zaintrygowana
podeszłam do kasy i stanęłam w kolejce. Nagle przy wejściu
zaobserwowałam czuprynę mlecznobiałych włosów, a po chwili obok
mnie stanął Draco.
-Cześć - musiałam kilkakrotnie zamrugać i potrząsnąć głową, by
odpowiedzieć.
-Skąd
się tu wziąłeś? - przewrócił oczami i sapnął.
-Zauważyłem
cię na ulicy. Kierowałaś się w tą stronę. Resztę mogłem sobie
spokojnie dopisać - Ostentacyjnie obrzucił spojrzeniem księgarnię.
-Śledziłeś
mnie?! - zabrzmiało to nieco bardziej teatralnie niż zamierzałam
to powiedzieć. Niepewnie spojrzałam mu w oczy, spodziewając się
suchej kpiny, ale ten przybliżył się do mnie i konspiracyjnym
szeptem powiedział:
-Ciszej,
bo mnie zdemaskujesz - po czym uśmiechnął się szelmowsko.
-Jeżeli
wydaje ci się, że zaimponowałeś mi dowcipem, znajdujesz się w
tak wielkim błędzie, że nawet sam Godryk Gryffindor nie byłby w
stanie ci tego zobrazować.\ - wzruszył ramionami.
- Mam
wrażenie, że za kasą siedzi lama - westchną zerkając na
zegarek. W zasadzie zachowywał się trochę jakby miał powody ku
temu, aby śpieszyć się. Wzdychał, jęczał, przystępował z nogi
na nogę. W końcu zabrał mi książkę z ręki, odepchnął
stojące przy kasie kobiety, które zaczęły protestować.
-Cóż
pan robi?! - zawołała starsza pani.
-Ależ
nic. - odparł Malfoy podając kasjerce duży banknot. Ciągnąc mnie
za sobą wyszedł na zewnątrz. Wyrwałam mój nadgarstek z uścisku
i wyprostowałam się prychając nieprzyjemnie. W zamian tylko
spojrzał na mnie, unosząc brwi i wkładając ręce do kieszeni.
-Nie
mogłeś sobie darować, prawda? - zapytałam z wyrzutem.
***
Draco
siedział w salonie i przerzucał kolejne strony druków urzędowych
i zaznaczał ważne rzeczy. Hermiona zdecydowała, że musi odpocząć
i udała się na górę. Musiał przyznać, że nie spodziewał się
takiego spokoju. Jedna rzecz nie dawała mu odpocząć. Kto był
ojcem dziecka i dlaczego Hermiona jest teraz sama? Czy nie
powiedziała nic temu mężczyźnie, a może kazał jej odejść. W
każdym razie w oczy rzucał się się fakt iż młoda, piękna i
delikatna kobieta jest pozostawiona sama sobie.
Wieczorem
kiedy zrobił sobie przerwę od poważnych rzeczy, na dół zeszła
Hermiona ze snem wymalowanym na twarzy. Spojrzała się na Draco
pocierając powieki. Po chwili otępienia ruszyła do kuchni.
-Wyglądasz
fatalnie - Zauważył.
-Dobrze
wiedzieć... Jak można żyć bez owoców? - mruknęła sama do
siebie opuszczając kuchnię bez żadnej zdobyczy. Na słabych nogach
podeszłą do kanapy i usiadła na niej, możliwie jak najdalej od
Malfoya.
-Co
tam? Jakieś problemy?- zagadnął, widząc zmęczenie na twarzy
dziewczyny.
-Hmm,
wygląda na to, że po mdłościach i chęci zaszycia się z dala od
ludzi, nadchodzi czas na bezsenność i bóle kości - odpowiedziała
nie siląc się na kłamstwa.
-Matko.
Nie wyobrażam sobie... - pozostawił zdanie niedokończone i
pokręcił tylko głową. Chciał jej powiedzieć, że nie wyobraża
sobie przechodzić przez coś takiego samotnie. Niestety zabrakło mu
odwagi. - Co z Ronem? - najpierw zdziwiła się, a później
uświadomiła sobie tok myślenia, Draco.
-Oh...
Myślę, że sobie radzi - odpowiedziała krótko.
-A co
zrobi, gdy urodzisz?
-Nie,
nie jesteśmy razem i nie będziemy
-Zastanawiałaś
się może jak to będzie? No wiesz..., chyba w samotności jest
trudniej - Hermiona pojęła w mig.
-Poradzę
sobie. Jestem dorosła - zapewniła sucho. Zapadła chwila
milczenia, której Draco usiłował nie przerywać, jednak kłębiące
się w głowie pytania cisnęły się na usta.
-Jakie
to uczucie? - zapytał ogólnie. Szatynka zmarszczyła brwi. - Jakie
to uczucie wiedzieć, że jest jedna, niezaprzeczalna rzecz, którą
stworzyło się absolutnie dobrą? Bez żadnych haczyków, egoizmu i
kłamstwa. Z miłości? - sprostował wpatrując się w rozmówczynię
z zainteresowaniem.
-Nie...
nie zastanawiałam się nad istotą tego. Ee... ja naprawdę nie
wiem, czy jestem w stanie tak to postrzegać - jej ton przybrał
przepraszającą barwę ku jej irytacji. - To się stało, nie
planowałam tego, wszystko wyszło nie tak
-Ale
chyba są chwilę gdy zastanawiasz się nad tym, prawda? - zapytał
niespokojny.
-W
zasadzie tak. Niewiele rzeczy można porównać do takiego
doświadczenia. Przykro mi, nie potrafię tego opisać - była
zirytowana i bezradna wobec swojej nieczułości, o którą zaczęła
się posądzać. Zgarbiła się przybita. Nie było czasu aby
przystanąć i zastanowić się nad tym głębiej. Jednak chciałaby
pokochać swoje dziecko. Chciałaby...
-Nie
przejmuj się. Masz jeszcze trochę czasu. To pewnie przyjdzie z
czasem. - Pocieszył, uśmiechając się. Prawdopodobnie miał rację.
Zostało jeszcze trochę czasu.
-Mogę
o coś zapytać? - odezwała się cicho dziewczyna po chwili
nieodgadnionego milczenia. Blondyn potaknął. - Czy nie byłoby to
zbyt wścibskie, gdybym zapytała co działo się w tobą od
zakończenia szkoły do teraz i o co chodzi z tym projektem? -
Chłopak westchnął ciężko i utkwił wzrok w oknie naprzeciw nich.
Widział jak śnieg spowijał krzesła i ławy ogrodowe i ławę
bujaną, i piękne alejki, i śliczne cyprysy, zawieszone w czasie
kwiaty i pergolę. Wszystko to było piękniejsze kiedy nie było tej
chłodnej, wodnistej masy dokładnie wszędzie, a na niebie świeciło
wielkie słońce. Zdarzało mu się sypiać na dworze, oczywiście
wtedy było lato. W pstrej roślinności cykały świerszcze, a ćmy
lgnęły do świeczki na stole. Nagle zapragnął, aby Hermiona to
zobaczyła. Zobaczyła jego dom rozświetlony leniwym słońcem
natrętnie wpadającym środka, aby poczuła ciepło na policzkach
siedząc i czytając książkę w ogrodzie. Żeby zobaczyła to
wszystko i wiosną, kiedy każde stworzonko skrzętnie zabiera się
do pracy. Albo jesienią, kiedy kolorowe liście spadają z drzew, a
sad niemalże pachnie wszelkimi rodzajami owoców, których nikt
nigdy nie ma ochoty zbierać. Mogliby tak sobie siedzieć i rozmawiać
jak teraz. W zasadzie dotarło do niego, że nie dzieje się nic
złego; Ziemia nadal pokonuje takie same obroty, pies szczeka, ogień
parzy. Nie ma nic złego w kontaktach międzyludzkich. Absolutnie nic
nie jest niebezpieczne. Oczywiście gdy nie rani się drugiej osoby.
Czy potrafiłby to zaoferować komukolwiek?
Po
chwili zdał sobie sprawę z faktu iż dziewczyna oczekuje
odpowiedzi. Zmarszczyła nos wydając się bardzo komiczna. Tak
komiczna, że prawie dotknął palcem jej nosa. Natychmiast odsunęła
się w ramach odruchu warunkowego, który wyrobiła sobie przez wiele
lat. Jak widać nie możesz być normalny, brawo. Pomyślał
do siebie.
-Ekhm... - odchrząknął i wyprostował się na kanapie. Nagle
odległość między nimi stałą się mniejsza. Dziewczyna nie byłą
już spięta, a on nie przyciskał się do rogu sofy. - Minister
wymyślił sobie no cóż, głupią rzecz. Myślał, że skoro jestem
młody, to zapewne nie jestem jeszcze taki zły jak oni, jednak nie
mogę zostać wypuszczony na wolność tak jakby nigdy nic. Zabrali
całe Mlafoy Manor jako odszkodowanie, dla rodzin ofiar, ale ja
myślę, że mieszka tam teraz jakiś napuszony urzędnik. Więc mają
mnie pod kontrolą. Wyjeżdżam tam gdzie każą, robię coś gdy
tylko mi pozwolą, żyję pod czujnym okiem tych idiotów. No i
znaleźli mi pracę. Hogwart - jedyne miejsce, którego tak bardzo
nienawidzę zaraz po Azkabnanie. -stwierdził z rozgoryczeniem.
Granger powstrzymała się, by nie zbesztać go za to porównanie do
Azkabanu. - Mówią, że wolność zwrócą mi, gdy moje życie
osiągnie przełom, lub gdy będę tak długo grzeczny, że nawet
różdżka nie machnę ze starości. Innymi słowy mam smycz na szyi
do końca mojego nędznego życia. - westchną przeciągle.
-Współczuję ci, naprawdę. Mam nadzieję, że osiągniesz przełom
życia i dadzą ci spokój. - wyszeptała nieświadoma tego jak
subtelny i kojący jest jej głos. Czuła, że jej oczy stają się
nieprzyjemnie ciężkie, niczym kurtyny w teatrze Elżbietańskim.
-Natomiast ja mam nadzieję, że wreszcie się wyśpisz. No i może
ewentualnie kogoś sobie znajdziesz - Dziewczyna zaśmiała się z
zamkniętymi oczami.
-Ja nie chcę nikogo. - oświadczyła po chwili – Jesteście po
prostu do niczego. - uwaga pozornie niewinna, ironiczna i zabawna,
ale Draco właśnie tak się czuł. Czuł się tak tamtego dnia, gdy
po latach spotkał Hermionę, czuł się tak gdy zobaczył ją na
korytarzu w Hogwarcie, wtedy gdy zabierał ją do domu i czuł się
beznadziejnie również, gdy zaniósł śpiącą dziewczynę do jej
pokoju.
Końcówka.. zaskakująca..
OdpowiedzUsuń