poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział 13



Rozdział 13



To był bez wątpienia tragiczny dzień. Utkwiłam w domu Malfoya i naprawdę nie miałam motywów na to, co z sobą zrobić. Zaskoczyła mnie godzina do której wstałam, albowiem było to kilka minut po jedenastej. Najwidoczniej wychodziłam z szoku. Powoli i z niechęcią wstałam z aksamitnej pościeli i ubrałam się po czym zeszłam na dół w poszukiwaniu śniadania. Cóż, chyba wolno mi nieco uszczuplić zawartość lodówki nieprzyjaciela w ramach odwetu, za to gdzie jestem. Okazało się, że siedział przy stole w jadalni, na którym stało mnóstwo przeróżnych potraw i czytał gazetę marszcząc brwi z nachmurzoną miną.

-Dzień dobry - powiedziałam, anonsując swoje przyjście. Oderwał się raptownie od artykułu i odłożył go.
-Dzień dobry. Jak się spało? - zapytał matowym tonem, siląc się najwidoczniej na uprzejmość.
-W porządku - odparłam równie uprzejmie. Zajmując miejsce naprzeciw niego zanim podszedł, aby odsunąć dla mnie krzesło. Spojrzał się na mnie przenikliwym wzrokiem, po czym ponownie usiadł bez słowa.
-Jakie masz plany na dziś? - jego ton głosu nie wyrażał żadnych uczuć, prócz lekkiego zdenerwowania, nieudolnie maskowanego.
-W zasadzie zamierzałam udać się do centrum Londynu - pominęłam fakt iż idę do lekarza, którego miałam odwiedzać co kilka tygodni od momentu zajścia w ciążę do porodu. To też nie było mi zbytnio na rękę, ponieważ musiałam pilnować dat i synchronizować wszystko.
-Podwiozę cię. Sam muszę się udać do ministerstwa. - wstał dopijając kawę i zarzucił na ramiona marynarkę od jakiegoś drogiego projektanta. Sama właśnie zaczęłam przeżuwać bagietkę z serem pleśniowym, który dosłownie rozpływał się w ustach. Odłożyłam pieczywo i zajrzałam do mojego kubka. Z zawodem zarejestrowałam iż zawartością nie jest kawa o jakiej marzyłam, tylko zielona herbata. Z bólem popiłam trochę cieczy i wróciłam do bagietki. Tymczasem Draco pobiegł po schodach do góry. Nie było go dość długo sądząc po ilości spożytego przeze mnie posiłku. Do pieczywa dołączyły plasterki pomidora przekładane mozzarellą, tost z miodem i szklanka koktajlu z owoców leśnych. Skończywszy się pożywiać wstałam i przeszłam do długiego holu, któremu niewiele brakowało do gustownie urządzonego foyer. Na prawej ścianie od strony drzwi wisiało duże lustro od samego sufitu do posadzek.

Kiedy Malfoy zszedł z plikiem dokumentów, które zamykał w teczce ubrałam czarny, materiałowy płaszcz. Czułam się trochę dziwnie wychodząc z domu Draco, razem z Draco, wsiadając do samochodu Draco i ogólnie przebywać przy nim. To tak jak skakanie po linie zawieszonej nad basenem pluszowych misi. Wiemy, że nic nam się nie stanie, ale mimo wszystko nie chcemy zaliczyć upadku. Tak właśnie było ze mną. Wbrew wyobrażeniom, gdzie miały miejsce zdarzenia z filmów akcji z bandziorami, przemytem narkotyków i szybkimi samochodami rozbijającymi się na każdym kroku, jazda była dość wygodna i nie musiałam z nim rozmawiać, ponieważ najwidoczniej pochłonęły go jakieś natrętne myśli. Blondyn zatrzymał się przy jednym z parków, a ja wyskoczyłam szybko z samochodu, mamrocząc pożegnanie. Rozejrzałam się po okolicy i szybko ustaliłam moją trasę.

Po krótkim marszu znalazłam się u lekarza. Wchodząc do wysokiego na pięć pięter i sterylnego budynku podeszłam do recepcji. Za okienkiem siedziała młoda kobieta, stukająca w klawiaturę.
-Przepraszam. - odezwałam się. Podniosła na mnie oczy ukryte za okularami. Uniosła brwi pytająco. - Jestem umówiona z doktorem Tednielem na godzinę dwunastą. - Szybko wystukała hasła na klawiaturze i zmarszczyła brwi. Spojrzała na mnie z grzecznym uśmiechem.
-Przepraszam, doktor Tedniel nie pracuje dzisiaj. Mogę umówić panią za tydzień. - nie powiem, że byłam szczęśliwa z takiego obrotu sytuacji.
-Tak, proszę. - kobieta przejechała myszką po ekranie.
-Godność?
-Hermiona Jane Granger. - wyrecytowałam.
-Proszę, za tydzień o czternastej, gabinet trzydzieści cześć, drugie piętro. - mówiąc to podała mi karteczkę, którą wsadziłam do torebki.

Nie wiedząc co ze sobą począć udałam się w stronę najbliższej księgarni. Tu przychodziłam od ładnych paru lat. Książki zawsze piętrzyły się tu pod sam sufit i jestem pewna, że można by kupić tu znaczą część dorobku literackiego Anglii i nie tylko. Kręciłam się dłuższy czas, przeglądając co ciekawsze, ale dopiero po godzinie znalazłam książkę mogolskiego debiutanta. Zaintrygowana podeszłam do kasy i stanęłam w kolejce. Nagle przy wejściu zaobserwowałam czuprynę mlecznobiałych włosów, a po chwili obok mnie stanął Draco.
-Cześć - musiałam kilkakrotnie zamrugać i potrząsnąć głową, by odpowiedzieć.
-Skąd się tu wziąłeś? - przewrócił oczami i sapnął.
-Zauważyłem cię na ulicy. Kierowałaś się w tą stronę. Resztę mogłem sobie spokojnie dopisać - Ostentacyjnie obrzucił spojrzeniem księgarnię.
-Śledziłeś mnie?! - zabrzmiało to nieco bardziej teatralnie niż zamierzałam to powiedzieć. Niepewnie spojrzałam mu w oczy, spodziewając się suchej kpiny, ale ten przybliżył się do mnie i konspiracyjnym szeptem powiedział:
-Ciszej, bo mnie zdemaskujesz - po czym uśmiechnął się szelmowsko.
-Jeżeli wydaje ci się, że zaimponowałeś mi dowcipem, znajdujesz się w tak wielkim błędzie, że nawet sam Godryk Gryffindor nie byłby w stanie ci tego zobrazować.\ - wzruszył ramionami.
- Mam wrażenie, że za kasą siedzi lama - westchną zerkając na zegarek. W zasadzie zachowywał się trochę jakby miał powody ku temu, aby śpieszyć się. Wzdychał, jęczał, przystępował z nogi na nogę. W końcu zabrał mi książkę z ręki, odepchnął stojące przy kasie kobiety, które zaczęły protestować.
-Cóż pan robi?! - zawołała starsza pani.
-Ależ nic. - odparł Malfoy podając kasjerce duży banknot. Ciągnąc mnie za sobą wyszedł na zewnątrz. Wyrwałam mój nadgarstek z uścisku i wyprostowałam się prychając nieprzyjemnie. W zamian tylko spojrzał na mnie, unosząc brwi i wkładając ręce do kieszeni.
-Nie mogłeś sobie darować, prawda? - zapytałam z wyrzutem.


***


Draco siedział w salonie i przerzucał kolejne strony druków urzędowych i zaznaczał ważne rzeczy. Hermiona zdecydowała, że musi odpocząć i udała się na górę. Musiał przyznać, że nie spodziewał się takiego spokoju. Jedna rzecz nie dawała mu odpocząć. Kto był ojcem dziecka i dlaczego Hermiona jest teraz sama? Czy nie powiedziała nic temu mężczyźnie, a może kazał jej odejść. W każdym razie w oczy rzucał się się fakt iż młoda, piękna i delikatna kobieta jest pozostawiona sama sobie.

Wieczorem kiedy zrobił sobie przerwę od poważnych rzeczy, na dół zeszła Hermiona ze snem wymalowanym na twarzy. Spojrzała się na Draco pocierając powieki. Po chwili otępienia ruszyła do kuchni.

-Wyglądasz fatalnie - Zauważył.
-Dobrze wiedzieć... Jak można żyć bez owoców? - mruknęła sama do siebie opuszczając kuchnię bez żadnej zdobyczy. Na słabych nogach podeszłą do kanapy i usiadła na niej, możliwie jak najdalej od Malfoya.
-Co tam? Jakieś problemy?- zagadnął, widząc zmęczenie na twarzy dziewczyny.
-Hmm, wygląda na to, że po mdłościach i chęci zaszycia się z dala od ludzi, nadchodzi czas na bezsenność i bóle kości - odpowiedziała nie siląc się na kłamstwa.
-Matko. Nie wyobrażam sobie... - pozostawił zdanie niedokończone i pokręcił tylko głową. Chciał jej powiedzieć, że nie wyobraża sobie przechodzić przez coś takiego samotnie. Niestety zabrakło mu odwagi. - Co z Ronem? - najpierw zdziwiła się, a później uświadomiła sobie tok myślenia, Draco.
-Oh... Myślę, że sobie radzi - odpowiedziała krótko.
-A co zrobi, gdy urodzisz?
-Nie, nie jesteśmy razem i nie będziemy
-Zastanawiałaś się może jak to będzie? No wiesz..., chyba w samotności jest trudniej - Hermiona pojęła w mig.
-Poradzę sobie. Jestem dorosła - zapewniła sucho. Zapadła chwila milczenia, której Draco usiłował nie przerywać, jednak kłębiące się w głowie pytania cisnęły się na usta.
-Jakie to uczucie? - zapytał ogólnie. Szatynka zmarszczyła brwi. - Jakie to uczucie wiedzieć, że jest jedna, niezaprzeczalna rzecz, którą stworzyło się absolutnie dobrą? Bez żadnych haczyków, egoizmu i kłamstwa. Z miłości? - sprostował wpatrując się w rozmówczynię z zainteresowaniem.
-Nie... nie zastanawiałam się nad istotą tego. Ee... ja naprawdę nie wiem, czy jestem w stanie tak to postrzegać - jej ton przybrał przepraszającą barwę ku jej irytacji. - To się stało, nie planowałam tego, wszystko wyszło nie tak
-Ale chyba są chwilę gdy zastanawiasz się nad tym, prawda? - zapytał niespokojny.
-W zasadzie tak. Niewiele rzeczy można porównać do takiego doświadczenia. Przykro mi, nie potrafię tego opisać - była zirytowana i bezradna wobec swojej nieczułości, o którą zaczęła się posądzać. Zgarbiła się przybita. Nie było czasu aby przystanąć i zastanowić się nad tym głębiej. Jednak chciałaby pokochać swoje dziecko. Chciałaby...
-Nie przejmuj się. Masz jeszcze trochę czasu. To pewnie przyjdzie z czasem. - Pocieszył, uśmiechając się. Prawdopodobnie miał rację. Zostało jeszcze trochę czasu.

-Mogę o coś zapytać? - odezwała się cicho dziewczyna po chwili nieodgadnionego milczenia. Blondyn potaknął. - Czy nie byłoby to zbyt wścibskie, gdybym zapytała co działo się w tobą od zakończenia szkoły do teraz i o co chodzi z tym projektem? - Chłopak westchnął ciężko i utkwił wzrok w oknie naprzeciw nich. Widział jak śnieg spowijał krzesła i ławy ogrodowe i ławę bujaną, i piękne alejki, i śliczne cyprysy, zawieszone w czasie kwiaty i pergolę. Wszystko to było piękniejsze kiedy nie było tej chłodnej, wodnistej masy dokładnie wszędzie, a na niebie świeciło wielkie słońce. Zdarzało mu się sypiać na dworze, oczywiście wtedy było lato. W pstrej roślinności cykały świerszcze, a ćmy lgnęły do świeczki na stole. Nagle zapragnął, aby Hermiona to zobaczyła. Zobaczyła jego dom rozświetlony leniwym słońcem natrętnie wpadającym środka, aby poczuła ciepło na policzkach siedząc i czytając książkę w ogrodzie. Żeby zobaczyła to wszystko i wiosną, kiedy każde stworzonko skrzętnie zabiera się do pracy. Albo jesienią, kiedy kolorowe liście spadają z drzew, a sad niemalże pachnie wszelkimi rodzajami owoców, których nikt nigdy nie ma ochoty zbierać. Mogliby tak sobie siedzieć i rozmawiać jak teraz. W zasadzie dotarło do niego, że nie dzieje się nic złego; Ziemia nadal pokonuje takie same obroty, pies szczeka, ogień parzy. Nie ma nic złego w kontaktach międzyludzkich. Absolutnie nic nie jest niebezpieczne. Oczywiście gdy nie rani się drugiej osoby. Czy potrafiłby to zaoferować komukolwiek?
Po chwili zdał sobie sprawę z faktu iż dziewczyna oczekuje odpowiedzi. Zmarszczyła nos wydając się bardzo komiczna. Tak komiczna, że prawie dotknął palcem jej nosa. Natychmiast odsunęła się w ramach odruchu warunkowego, który wyrobiła sobie przez wiele lat. Jak widać nie możesz być normalny, brawo. Pomyślał do siebie.
-Ekhm... - odchrząknął i wyprostował się na kanapie. Nagle odległość między nimi stałą się mniejsza. Dziewczyna nie byłą już spięta, a on nie przyciskał się do rogu sofy. - Minister wymyślił sobie no cóż, głupią rzecz. Myślał, że skoro jestem młody, to zapewne nie jestem jeszcze taki zły jak oni, jednak nie mogę zostać wypuszczony na wolność tak jakby nigdy nic. Zabrali całe Mlafoy Manor jako odszkodowanie, dla rodzin ofiar, ale ja myślę, że mieszka tam teraz jakiś napuszony urzędnik. Więc mają mnie pod kontrolą. Wyjeżdżam tam gdzie każą, robię coś gdy tylko mi pozwolą, żyję pod czujnym okiem tych idiotów. No i znaleźli mi pracę. Hogwart - jedyne miejsce, którego tak bardzo nienawidzę zaraz po Azkabnanie. -stwierdził z rozgoryczeniem. Granger powstrzymała się, by nie zbesztać go za to porównanie do Azkabanu. - Mówią, że wolność zwrócą mi, gdy moje życie osiągnie przełom, lub gdy będę tak długo grzeczny, że nawet różdżka nie machnę ze starości. Innymi słowy mam smycz na szyi do końca mojego nędznego życia. - westchną przeciągle.
-Współczuję ci, naprawdę. Mam nadzieję, że osiągniesz przełom życia i dadzą ci spokój. - wyszeptała nieświadoma tego jak subtelny i kojący jest jej głos. Czuła, że jej oczy stają się nieprzyjemnie ciężkie, niczym kurtyny w teatrze Elżbietańskim.
-Natomiast ja mam nadzieję, że wreszcie się wyśpisz. No i może ewentualnie kogoś sobie znajdziesz - Dziewczyna zaśmiała się z zamkniętymi oczami.
-Ja nie chcę nikogo. - oświadczyła po chwili – Jesteście po prostu do niczego. - uwaga pozornie niewinna, ironiczna i zabawna, ale Draco właśnie tak się czuł. Czuł się tak tamtego dnia, gdy po latach spotkał Hermionę, czuł się tak gdy zobaczył ją na korytarzu w Hogwarcie, wtedy gdy zabierał ją do domu i czuł się beznadziejnie również, gdy zaniósł śpiącą dziewczynę do jej pokoju.  

1 komentarz: