Rozdział 14
W porze
obiadu, w czasie wakacji, oraz przed rozpoczęciem nauki w Hogwarcie,
rodzinny dom Draco zamieniał się w istne królestwo smaków. Jedną
rzeczą, której nie wykonywały skrzaty domowe, było gotowanie.
Robił to natomiast mały sztab kucharzy. Za swoje usługi brali one
tak słone pieniądze, że jedzenie wprost NIE MOGŁO nie być
bajeczne. Jednak ten fakt nie przeszkadzał nikomu w cieszeniu się
smakiem. Cieszenie po Malfoyowsku wyglądało oczywiście dość
szkaradnie, niszcząc malującą się w młodym Draco, definicję
uciechy. W rzeczy samej, cieszenie się było brakiem, a raczej
ograniczeniem krzywienia się i ofukiwania wszystkiego dookoła, a
także milczeniem. Takie radosne milczenie w domu Malfoyów.
Po tym,
jak ojciec o mało nie zabił matki, zakazując jej „frywolnego”
wychowywania syna, nic już nie było takie samo. Draco,
światopogląd, Narcyza. Wszyscy ugięli się pod siłą terroru
Luciusza. Tylko posiłki spędzali wspólnie, starając się nic nie
mówić, a w szczególności nie kłócić. Z czasem takich sytuacji
było coraz mniej. Luciusz oddawał się coraz bardziej sprawom
Czarnego Pana, co przyczyniało się do coraz to bardziej napiętej
atmosfery w domu. Młody dziedzic Malfoyów zaczął dorastać.
Buntował się przeciw masie rzeczy, a w szczególności przeciw z
góry założonemu planu na resztę jego życia. Początkowo jedynie
w duchu i w dodatku nie zawsze, odczuwał ten bunt, jednak po jakimś
czasie zdecydował się, że nie będzie poddany, nawet gdyby miał
zginąć. Wtedy właśnie został zaszantażowany i poznał wartość
jaką przedstawia dla niego, mimo licznych wad, ta imitacja rodziny.
Bezduszny ojciec. Zastraszona matka. Nienormalny syn. Jednak w taki
sposób Voldemort posiadł nad nim władzę. Mało kto słyszał o
tej historii. Większość skupiła się na historiach poległych,
Przewspaniałej Trójcy i innych „dobrych” bohaterów. Nikt nie
zajmował się Śmierciożercami. Pierwszą osobą, jaka usłyszała
tą opowieść była Hermiona.
Tak –
tej nocy, której dziewczyna straciła swoją niewinność, dużo jej
o sobie opowiadał. Dowiedziała się też tego, iż matka Draco
zmarła niecały tydzień po Wielkiej Bitwie, na skutek jakiejś
klątwy. Ostatnie słowa jakie wypowiedziała do swego syna brzmiały
niedorzecznie i pouczająco.
-Synu,
nie będę przepraszać, bo nie zdążysz mi wybaczyć. Tylko proszę
cię o jedno;
uciekaj od tego, zostaw to
bez skrupułów. Nikt nie będzie cię winił.
-Od
czego mam uciec? - zapytał poważnie zbity z tropu.
-Od
wszystkiego. Od wszystkiego czego cię uczyliśmy. Nie ważne co
zrobią, jak bardzo będą cię teraz nienawidzić, nie pokazuj im
złości. Jesteś dobry. Ty to wiesz i ja to wiem. W zupełności
wystarczy.
Tak z
grubsza wyglądała ich ostatnia rozmowa. Przyziemne pytania
sceptycznego chłopaka i górnolotne, dwuznaczne i metaforyczne
odpowiedzi umierającej kobiety. Jednak odczuwał pustkę po
rodzinie, po wspólnych obiadach i dawnym życiu, chociaż nie
chciałby do niego wrócić. Wypełniał polecenie matki. Na początek
pozwolił Ministerstwu na takie eksperymenty względem niego, potem
pozwolił zaprosić się na imprezę u Pottera. Nie wiedział, czy
noc z Granger, dziewczyną, która zawiązała na jego szyi sznurek z
napisem „własność Granger” przez kilka wspólnych chwil, w
dodatku będą pijaną. Tak pijaną, aby nie pamiętać niczego z ich
wspólnego grzechu.
Tak
więc zmieniał się. Znosił złorzeczenia i zgryzotę obcych ludzi.
Brnął przez życie samotnie, walcząc z Ministerstwem i całym
światem, w międzyczasie starając się zapomnieć o Hermionie. Po
latach codziennego widywania dziewczyny, nagle zaczęło mu jej
brakować. Niesamowitego światła, jakie roztaczała wokół siebie,
denerwującego optymizmu i kilku rzeczy, o których nie miałby
pojęcia, gdyby nie zjawił się na zabawie Pottera. Teraz było
ciężej. Przekonywał się, że to po prostu sympatia do dziewczyny
na tle przeszłości. Niestety coraz częściej nawiedzały go myśli
niechciane. Dlaczego tak często zadawał sobie pytanie, czy dziecko
znajdujące się pod sercem tej czarownicy, nie jest jego potomkiem?
A
teraz? Cóż teraz robił? Właśnie zmniejszał temperaturę dla
gotującego się makaronu, który swoją drogą, był bardzo
nieprzyjemnym przeciwnikiem. Bulgotał, skwierczał i nie zachowywał
się jak grzeczny makaron. Nagle z tył niego przemknął cień.
Odwrócił się i popatrzył na niższą od niego o głowę,
brunetkę. Miała na sobie wygodne, czarne spodnie i duży, kremowy
sweter, który sięgał niemal do kolan dziewczyny i stanowił
klasyczny przykład ubrań ciążowych.
-Draco...
czy ty właśnie... - skazała na wyciekającą z garnka wodę,
kuchnię w „nieładzie” i fartuch kuchenny w małe kremowe
babeczki, zawieszony na szyi Malfoya. - … może gotujesz? -
wydusiła z siebie, najwidoczniej zastanawiając się czy czynność
przez niego wykonywana, kwalifikuje się pod miano gotowania.
-Tak. -
odparł z rezygnacją jednocześnie wyjmując kilka misek i patelnię.
-Mogę
spytać dlaczego, czy będzie to zbyt bolesne? - z wrażenia spojrzał
na nią. Ta dziewczyna w najpogodniejszy w świecie sposób,
naigrywała się z niego.
-Założyłem
się z Blaisem, który z nas lepiej gotuje. Niestety okazało się,
że ten zakład niesie za sobą konieczność... - wyjął skostniały
kawałek mięsa z lodówki. - no, gotowania. Kiedy dwa tygodnie temu,
byłem u Zabiniego, okazało się, że obrzydliwiec, świetnie
gotuje. - zakończył wyjmując z szuflad kolejne przedmioty i
przyprawy. Taka odpowiedz wydawała się logiczna dla Hermiony.
Zaczęła przyglądać się jego poczynaniom. Tymczasem Draco
odmroził wieprzowinę, machnięciem różdżki i począł kroić ją
nieodpowiednim nożem. Hermiona przemknęła obok niego
bezszelestnie, otworzyła szafkę, wyjęła z niej ostry nóż i
zamieniła go, na ten, który w ręce dzierżył blondyn. Sama
spróbowała uspokoić kipiącą i wylewającą się wodą z garnka,
w którym znajdował się makaron.
-Nie
patrz się tak, tylko rób co tam chcesz zrobić. - upomniała,
zamierającego w bezruchu mężczyznę. Po chwilowej walce udało się
uratować makaron i pomoc okazała się już zbędna. Dziewczyna
usiadła na krześle barowym, przy wysepce kuchennej. Obserwowała jego precyzyjne i wprawne ruchy, jego blond
włosy, opadające na czoło oraz błękitno-szare oczy błądzące
czasami w jej kierunku. Kiedy po niecałej godzinie danie było
gotowe i pozostawało nakrycie do stołu oraz oczekiwanie na Blaisa,
szatynka poczuła dumę, której się wstydziła. Była dumna, że
właśnie on jest ojcem jej dziecka i właśnie jej dziecko będzie
do niego podobne.
Draco
sprzątnął kuchnię za pomocą kilku sprawnych zaklęć, a potem
wyjął komplet sztućców dla trzech osób, oraz talerze wraz z
lampkami wina. Na stół nałożył karminowy obrus i ustawił dwa
bliźniacze, podwójne świeczniki. Hermiona nie chcąc być dłużej
nieprzydatna, chwyciła dość ciężką, zastawę stołową, ale gdy
próbowała je podnieść, podszedł Draco i z zawadiackim
uśmieszkiem, wręczył jej kryształowe lampki, natomiast sam nakrył
do stołu pozostałe części.
Po
jakimś czasie wreszcie przyszedł mężczyzna, przez którego DRACO
MALFOY gotował (prawie) sam. Hermiona poczuła się, jakby była
jedną z aktorek odgrywających chorą rolę, w równie nienormalnej
sztuce. Przyszedł Blaise, przyniósł wino, przywitał się z
wszystkimi, żartował z kuchni Draco. Wszystko było idealne. Tylko
oni wiedzieli, że tak nie jest. Amatorski kucharz był byłym
Śmierciożercą, odbierał życie niewinnym ludziom, a teraz nie
miał własnego życia. Uroczy gość miał na sumieniu dziesiątki
kobiet, które uwodził i zostawiał, aby udowodnić sobie swoją
potęgę, ostatnie lata dla własnego dobra trzymał się z dala od
każdej kobiety, aby zerwać ze straszną przeszłością. Śliczna
szatynka, której uśmiech świecił najjaśniej, była „dziewczyną
na jedną noc”, tej właśnie nocy straciła niewinność, a
„zyskała” potomka, ukrywała ten fakt przed pewnym Amatorskim
Kucharzem, w rzeczywistości bała się o swoją nadszarpniętą dumę
i poczucie własnej wartości. Tylko w samotności przyznawała się,
że myśli o sobie jak o zwykłej dziwce.
-Co tam
Granger? Masz zamiar tyć tak cały czas, czy kiedyś przestaniesz? -
zażartował Zabini, co zostało nagrodzone szczerym śmiechem
szatynki.
-Blaise,
Blaise, Blaise... spójrz prawdzie w oczy. Ty po prostu jesteś
szalenie zazdrosny o moją figurę. - odbiła piłeczkę z niewinnym
uśmiechem, splatając razem dłonie pod brodą i opierając łokcie
po bokach talerza.
-Och...
Nie może być! Odkryłaś mój sekret. - wykrzyknął teatralnym
tonem brunet. - Ta wieść nie może opuścić tego domu, bo będę
zmuszony nasłać na was moich ludzi - dodał złowróżbnym tonem,
mrużąc tajemniczo oczy.
-Spokojnie dzieci.
- ostudził ich Draco. - jestem zmuszony to przerwać, nim wyjmiecie
różdżki. - posłał przy tym czarujący uśmiech Hermionie, która
zarumieniona natychmiast upiła spory łyk wody.
Gdzieś
między przyjściem Blaisa, a pierwszy pozornie niewinnym ukłuciem w
podbrzuszu, Hermiona poczuła się głupio, sztucznie i nieswojo.
Paradoksalnie nie chciała dać po sobie poznać tego, jak strasznie
męczy ją ów ból. Dopiero kiedy kolejna jego fala wstrząsnęła
jej ciałem, zacisnęła zęby i wydała z siebie syczący odgłos,
kuląc się na krześle. „Granger, coś się dzieje?” - tak
brzmiało pytanie zdębiałego Blaisa. Draco o nic nie pytał. Po
prostu wziął Hermionę na ręce, co było zaskakująco łatwe i
wybiegł za granicę swej posiadłości, tam mógł teleportować się
do szpitala. Jeżeli o samą Hermionę chodzi, to dziewczyna nie
chciała jego dotyku, przejęcia, wzroku, jednak ból odebrał jej
możliwość odmowy.
Kilka
godzin później Hermiona leżała nieprzytomna wprowadzona w
sztuczny sen, na szpitalnym łóżku. Podano jej tak wiele leków, a
wokoło jej łóżka stało tak wiele osób, że nie sposób było
zliczyć wszystkie te zjawiska. Pytania zadane przed zaśnięciem nie
niepokoiły. Ból ustąpił, a stworzenie, które teraz rosło pod
jej sercem, nadal żyło. W zasadzie tylko tyle potrzebowała. Co do
pytań... Były rutynowe.
-Kiedy
poczuła pani ból? Jak mocny on był? Narastał szybko? Czy
odczuwała pani inne niepokojące objawy, jak tępy ból głowy,
dolegliwości trawienne? Czy chce pani kogoś powiadomić? Kiedy była
pani na badaniach? Czy pani zawód, naraża panią na wysiłek
fizyczny?
Lekkie
pytania nie zmieniały faktu, iż była strasznie zmęczona i
przerażona. Jednak diagnoza miała być wystawiona następnego dnia.
-Smoku,
przejmujesz się? - zapytał Zabini widząc jak Draco nerwowym
krokiem przemierza korytarz wzdłuż i wszerz. Było tu bardzo
sterylnie, przeważała biel i błękit, a dające białe światło,
lampy wpuszczone w sufit, nadawały charakterystecznej atmosfery
„szpitalnej”.
-Nie -
odpowiedział złowrogim tonem.
-Jeżeli
to twoje jedzenie? - zapytał naiwnie Blaise. - Miałeś się
zaśmiać. - wypomniał brunet.
-Mam
dla ciebie misję - wypalił Malfoy mierzwiąc sobie włosy. - Jedź
gdzieś i kup owoce, dużo owoców - polecił niecodziennym tonem.
Obudziłam
się za sprawą jakiegoś eliksiru. Obok mnie natychmiast znalazł
się magomedyk. Kobieta usiadła obok mojego łóżka i uśmiechnęła
się szeroko.
-Dzieńdobry,
panno Granger. Jak samopoczucie? - zapytała mnie radosnym tonem. Jej
zielone oczy wpatrywały się we mnie, a brązowe kosmyki spięte w
wysoką kitkę, kołysały się wesoło.
-Dobrze.
Czy teraz dowiem się co mi dolega? - zapytałam drżącym głosem,
rozglądając się po sterylnej sali.
-Oczywiście.
Nic pani nie jest. Możliwe, że to oddziaływanie stresu, albo
przemęczenie. Nie doszło do żadnych sytuacji zagrażających
ciąży. Maluszek jest zdrowy i szybko rośnie. - Oznajmiła niczym
najlepszą rzecz na świecie.
Odetchnęłam głęboko i oparłam się wygodnie o poduszkę.
Tymczasem kobieta odmierzyła leki i podała kilka eliksirów.
-Czy
chce pani z kimś porozmawiać? Na pewno. Po prawdzie powiedzieliśmy
pani małżonkowi, iż wszystko jest dobrze, ale zapewne chciałby
usłyszeć to z pani ust - po raz kolejny, obdarzyła mnie ciepłym
uśmiechem.
-O czym
pani mówi? Nie mam męża. - taka deklaracja bardzo zaskoczyła
medyczkę.
-Wysoki,
przystojny, wredny dla personelu, obraził mnie dwa razy, do tego
siedział tu, obok pani całą noc i przyniósł owoce. - Na dowód
swojej racji, wskazała duży kosz owoców leżący obok łóżka
szpitalnego. - Mówi pani, że go nie zna?
-Nie...
To e... mój przyjaciel. - wydukałam nieskładnie.
-Dobrze.
Myślę, że wieczorem zostanie pani wypisana, teraz proszę
odpoczywać. Czy życzy pani sobie, odprawiać gości? - zapytała
wychodząc.
-Nie,
mogą przyjść. - odparłam Hermiona zamykając powieki, które
zaczęły lepić się niebezpiecznie. Nim magomedyk zamknęła drzwi,
moja świadomość odpłynęła daleko.
***
-Powiedzieli
co ci dolega? - zapytał Malfoy pomagając jej wejść do samochodu.
Jak dotąd nie zdradził tego, co robił przy niej całą noc. Było
to przedziwne uczucie. Przecież to bez sensu. Draco Malfoy siedział
całą nic przy łóżku chorej szlamy, noszącej jego dziecko, o
którym sam zainteresowany nie wie.
-Stres,
przemęczenie. Twój dom mnie po prostu zabija. - zażartowała.
Malfoy chyba nie usłyszał ostatniej uwagi, albo był wyjątkowo
wredny.
-Świetnie
– uśmiechnął się uruchamiając silnik i wrzucając bieg. - Więc
to nic poważnego.
-Na to
wygląda. Przy okazji ustalili mi termin porodu. - odpowiedziała
słabym głosem, odczuwając zmęczenie.
-To
się... ustala? Myślałem, że to przychodzi naturalnie, po jakimś
czasie... - wyznał speszony Draco. Hermiona zaśmiała się
szczerze.
-Bo
przychodzi. Dokładnie po dziewięciu miesiącach. Można to obliczyć
w przybliżeniu, oczywiście. Po prostu do daty zajścia dodaje się
dziewięć miesięcy i ma się przybliżony termin. Nie zawsze jest
on dokładny i zdarza się, że życie zaskoczy młodą matkę,
porodem, ale jest to rzadkie. Kiedyś było to bardziej nieścisłe,
bo nikomu nie przyszło do głowy, iż okres dziewięciu miesięcy
nie rozpoczyna się natychmiast, tylko jest pewien „okres próbny”
podczas gdy ciało może odrzucić płód. Na metodę dodawania
dodatkowych kilku dni, wpadł Brytyjski uczony Karol Stride, był
on... - podczas gdy Hermiona rozpoczęła swój naukowy monolog,
Draco poczuł jak krew napływa mu do głowy, a jego pamięć szuka
daty... lipiec? Sierpień? Czerwiec? Szczęśliwi czasu nie liczą,
więc nie miał wtedy żadnej orientacji. Ganił się, za tak głupie
myśli. Przecież Hermiona mogła być z Ronem... wiele razy więcej
niż z nim.
W
pewnym momencie, dziewczyna ucichła, a gdy spojrzał się na nią z
zamiarem spytania o owy termin odkrył, że dziewczyna śpi. Kiedy
dojechał ja miejsce, z westchnieniem zabrał jej wszystkowiedzącą
senność do jej sypialni. Przynajmniej taki miał zamiar, zanim
odkrył iż drzwi jej pokoju są zamknięte. Spróbował otworzyć
je zaklęciem, jednak wyglądało to na mocniejszą magię. Westchnął
ponownie z poddenerwowaniem. Przeklęta dziewczyna. Zatem wszedł do
pokoju obok, co jednoznacznie wiązało się z wpuszczeniem pierwszej
osoby w historii do swej sypialni. Położył śpiącą na swej
pościeli i zdjął buty z jej stóp, zasunął czarne, ciężkie,
zamszowe zasłony i uwolnił pokój od światła wpadającego przez
ogromne okno wielkości trzech par drzwi.
Jakiś
czas potem pisał list do Pottera. Starannie dobierał słowa,
wreszcie dokończył, zapieczętował kopertę i wysłał sową,
której imię brzmiało Lokhart. Na cześć nauczyciela, ot co.
W końcu
poczuł senność, a było to około północy, więc zabrał koc i
poduszkę,a następnie udał się na kanapę. Nie była ona wygodna,
ale lepsza od podłogi. Przykrył się od pasa w dół i zasnął.
Jakieś
dwie godziny później, obudził go krzyk Hermiony. Natychmiast
zerwał się na nogi i pobiegł do sypialni. Dziewczyna siedziała na
łóżku w pomiętej pościeli, dysząc ciężko,spojrzała na niego
wielkimi z przerażenia oczyma, w których widział szok. Podszedł
do niej ostrożnie , niczym do wystraszonego zwierzątka i usiadł
obok, powoli gładząc jej wilgotne od potu plecy.
-Wszystko
w porządku? - zapytał po chwili.
-Miałam
sen... koszmar... bałam się... - wyznała łapiąc łapczywie
powietrze. Powoli z pomocą rąk Draco, położyła się, nadal
uspakajając oddech.
-Mam
zostać? - zapytał blondyn, odgadując jej myśli. W zasadzie
marzył, aby znów móc odespać noc spędzoną w szpitalu, ale
obawiał się o stan psychiczny dziewczyny, po ostatnich
wydarzeniach. Do tego, wyobrażał sobie jak wystraszona Hermiona w
środku nocy próbuje zejść po schodach, podczas gdy wszędzie
panują ciemności. Auć. Skinęła głową twierdząco. Chłopak
usiadł opierając się o wysokie, drewniane wezgłowie i przykrył
Hermionę oraz swoje nogi. Dziewczyna rozedrgana przybliżyła się,
a on zaczął gładzić jej puszyste loki. Podejrzewał, iż szatynka
wcale nie kojarzy zdarzeń, a zdarzenia były dziwne. Draco Malfoy
leżał z nią w jednym łóżku, jakby nie patrzeć pierwszy raz od
dłuższego czasu, uspakajał ją i usiłował nie zasnąć. -
Opowiedzieć ci bajkę na dobranoc? - zapytał z małym uśmieszkiem
na ustach, wpatrując się w jej zamknięte powieki. Uniosła kącik
ust, odbierając to jako żart, nawet w sennej świadomości.
-Czy
będzie ona o czarodzieju? - zapytała szeptem z zamkniętymi oczami.
Poczuł, że dziewczyna się odpręża.
-Oczywiście.
- odparł Malfoy. - Więc był sobie książę czarodziejów, który
wstydził się swojej przypadłości. Chłopiec często płakał w
zaciszu swych komnat. Odprawiał wtedy służbę i płakał, ale bez
łez. Bał się, że któregoś dnia świat pozna prawdę, o jego
uczuciach i nieszczęściu. Więc zaczął być niedobry, dla
każdego, kto potencjalnie mógł odkryć jego sekret. Stał się
największym niegodziwcem w królestwie, ale nastał dzień, kiedy
płaczący książę, poznał płaczącą księżniczkę. Była ona
jego przeciwieństwem. Jej serce pełne uczuć nie było schowane
przed światem, tylko otwarte i ciepłe. Nie wstydziła się swoich
łez i to zachwyciło księcia. Zaprosił ją więc na bal, na który
zaprosił wszystkich, których w życiu poniżał. Tam cały wieczór
tańczył z księżniczką, aby wszyscy ich widzieli. Od tamtej pory,
swobodnie czuł się tylko przy księżniczce i wkrótce mianował ją
swoją królową.
Jednak
zły los zabrał mu księżniczkę, a jego serce przestało płakać.
Zamiast tego pogrążył się w mroku. Stał się niegodziwy i
brutalny jak nigdy dotąd. Robił rzeczy okrutne. Zaczarował więc
wszystkich, którzy widzieli go z księżniczką, aby oni płakali
zamiast niego. Był to chory plan. Smutek i rozpacz w królestwie
załamały go jeszcze bardziej. Po pewnym czasie przestał go cieszyć
cudzy ból. Chłopiec zrozumiał, że bez księżniczki może być
tylko płaczącym księciem. Jednak nim zrozumiał swój błąd
doprowadził swoją krainę do nędzy i rozpaczy. Nie było nadziei,
aby wszystko wróciło do normy. Księże w ostatnim swym zaklęciu,
wybudował ogromną wieżę, która była wyższa od wszystkich
istniejących przed i po nim. Zamknął się tam, aby nie krzywdzić
już nikogo, aby płacząca księżniczka, gdziekolwiek była, mogła
być z niego dumna. - nim dokończył, spostrzegł, że Hermiona
zasnęła. Zsunął się więc niżej, położył się tuż obok
niej. Objął ją i zasnął kołysany jej zapachem. Tak znajomym,
tak bliskim, tak upragnionym. Nie chciał już nigdy wypuszczać jej
z objęć.
***
Hermiona
obudziła się wyjątkowo wcześnie, sama w łóżku Malfoya. Słońce
wyskoczyło na niebo, niczym mała, złota i radosna kulka. Nowy dom
Draco znajdował się za miastem. Wokoło posiadłości rozpościerały
się ogrody i sady na przemian, przepasane malowniczym, topiącym się
śniegiem. Mróz nieco zelżał, jednakże zima miała nadejść za
kilka dni i pozostać do wiosny niezmącona w swym chłodzie. Drzewa
owocowe, dziś zupełnie nagie rzucały pokrzywione cienie na skrzący
puch. Obrzydliwie wielki kruk siedział na jednej gałęzi i krakał
żałośnie. Szatynka odgarnęła włosy z twarzy wstając. Przeszła
do swojego pokoju, gdzie zaklęcie zamykające działające w nocy,
przestało być aktywne.
Gdy
wzięła prysznic, wysuszyła włosy i założyła czyste ubrania,
zrozumiała, że to Malfoy spał z nią całą noc, chroniąc od
koszmarów, co wywołało ogromny rumieniec na jej twarzy. Było to
krępujące uczucie, ale jednak wolała, gdy Draco był wobec niej
opiekuńczy, niż wrogi. Powoli zeszła na dół, ale tam nie zastała
Dracona. Po chwili zrozumiała, że najwidoczniej wyjechał gdzieś z
samego rana, co oznaczało, że mogła nieco rozejrzeć się po
posiadłości. Zjadła tost z konfiturą brzoskwiniową i ubrawszy
ciepły, beżowy płaszcz oraz zimowe trapery, wyszła na zewnątrz.
Ogród
wyglądał jeszcze piękniej z bliska, chociaż pogrążony był w
śniegu. Zostawiała za sobą ślady i odkrywała to z radością
dziecka, za każdym razem, kiedy odwracała się za siebie, albowiem
widziała piękny slalom prowadzący między drzewami. Czuła się
lekka i beztroska. Przechodziła obok drzew i wyobrażała sobie, jak
wyglądają one latem, kiedy korony przywdziewają kolor traw, a małe
owady żywią się ich liśćmi. Jej nastrój był tak dobry, że
uśmiechając się do siebie, położyła dłoń na okazałym
wybrzuszeniu i pomyślała, że kiedyś przekaże tej istocie swój
uśmiech i swoje spojrzenie, że ona będzie mówić, a ono będzie
słuchać, kiedy ona wykona ruch, to jej dziecko to zauważy. Nie
będzie już taka samotna. Draco miał rację. Jest rzecz, którą
stworzyła bezapelacyjnie dobrą. Bez żadnej złości, smutku i
haczyków.
Z
miłości.
Wreszcie
dorosła, aby zrozumieć prawdę. Kochała Dracona Malfoya. Może nie
teraz, ale wtedy owszem. Gdy pozwalała się dotykać i patrzeć
sobie w oczy. Kiedy przestała go traktować jak Malfoya, a zaczęła
myśleć o nim jak o zwyczajnym Draconie. Bez nazwisk i wyzwisk, bez
etykietek i uprzedzeń, żadnej wrogości i zawiści. Sama, czysta,
niezmącona miłość i oddanie.
Tak
było wtedy.
Jednak
teraz, kiedy ukrywała przed nim bardzo istotną rzecz i kiedy mogła
z nim rozmawiać, czuła się bardzo zdradzona. Zdradzona przez
siebie, swoje ciało, cały świat i przez niego. Absurdalne uczucie,
które zniknęłoby, gdyby była egoistką i wyznała prawdę. Ona
nigdy nie myślała samolubnie, dlatego teraz wybierała trudniejszą
drogę, przez łzy i trud codzienności i samotności. Jednak
wiedziała, że nie zniosłaby, gdyby wszyscy poznali prawdę o
głupiutkiej i uwiedzionej szlamie, która wpadła, a na dodatek
usiłuje zniszczyć reputację bogatego chłopaka. Bo jedynie to
zobaczyłby świat. Żadnej miłości, oddania, samotności,
zagubienia, strachu, poszukiwania spokoju. Jedynie zniesławioną
szlamę i młodzieńca, który padł jej ofiarą. Honor jednak był
bardzo ważny i zamierzała go bronić. Dla siebie, dla dziecka, dla
Malfoya.
W
pewnym momencie ujrzała przed sobą wysoki żywopłot, który teraz
był plątaniną nagich gałęzi. Zorientowała się, że dłuższy
czas szła nieświadomie do przodu. Teraz dom Malfoya majaczył
daleko na horyzoncie, około kilometra od niej w linii prostej.
Zapewne nie ujrzałaby go gdyby gałęzie pokryte były liśćmi.
Poczuła
zimno na policzkach i stopach, więc zdecydowała się powrócić do
ciepłego wnętrza domu. Zawróciła i poczęła wracać tuż obok
swoich śladów.
***
Około
piętnastej, jego wysokość Draco, wrócił do domu. Zdjął
płaszcz, przygrzał obiad zamówiony w restauracji, nakrył do stołu
i poszedł na górę, aby zawołać Hermionę, jednak nie zastał jej
tam. Zdziwiony zszedł ze schodów i wtedy ujrzał poszukiwaną,
która rozbierała się z zimowej garderoby. Miała uroczo
zarumienione policzki i roziskrzone oczy.
-Dzień
dobry, zrobiłam sobie spacer po twoim ogrodzie. - poinformowała,
aby przerwać ciszę.
-Och...
tak. - wybąkał Draco.
-Jest
naprawdę wielki i piękny. - dodała, wieszając swą kurtkę na
haku.
-Nie
mów. Teraz to jakaś marna namiastka ogrodu, żebyś widziała co tu
się dzieje latem. Jest tak zielono, że dostaję oczopląsów.
Naprawdę. - rozluźnił się nieco.
-Wyobrażam
sobie. - skwitowała z uśmiechem Hermiona. Malfoy skinął głową i
odsunął jej krzesło, przechodząc do jadalni. Gdzieś w połowie
posiłku, Hermiona spostrzegła iż wzrok blondyna nieustannie ląduje
na niej.
-Chciałam
cię przeprosić za kłopot, testowałam ciekawe zaklęcie i to
dlatego mój pokój był zamknięty. - splotła palce pod stołem.
Była lekko zdenerwowana, bez żadnego powodu.
-Wszystko
w porządku. - posłał jej ciepły uśmiech. - Pierwszy raz z życiu
wymyślałem historię do poduszki. Powiem, iż jest to ciekawe
zajęcie. - zaśmiał się, co przywodziło Hermionie na myśl chwile
spędzone w ramionach tego, pozorowanego wroga. Wtedy uśmiechał
się, unosił wesoło kąciki ust, muskając wargami jej usta. Zdała
sobie sprawę, że patrzy się zdecydowanie zbyt dziwnie i
nieprzytomnie na osobę, która powinna zostać znajomością zgoła
platoniczną. Tylko, czy można mówić o braku głębszych relacji,
gdy dwoje ludzi, łączy coś tak niezwykłego jak nowe życie, które
sami zapoczątkowali?
Ooo <3 Świetny !
OdpowiedzUsuńMerlinie.. piękne.
OdpowiedzUsuń