Ten
rozdział dedykuję każdej czytającej i czekającej osóbce.
Każdej
istocie, która zechciała być ze mną w tej dziwnej przygodzie.
To
było cudowne.
Cudowny
czas. Na pewno nie stracony.
Wzruszyłam
się. Żałosne z mojej strony, ale nie poradzę.
Dziękuję
wam wszystkim.
Kochanym
czytelniczkom, kochanemu Stowarzyszeniu,
kochanemu
przyjacielowi, który mnie motywował, czytał i
krytykował.
Jednocześnie.
Jednocześnie.
U
w i e l b i a m w a s.
Epilog
-Zadziałało?
-Nie
wiem.
-Myślisz,
że...
-Nie
wiem, Malfoy, co mam ci powiedzieć?- jej głos drżał znacznie.
Oczy miała szkliste, jakby powstrzymywała płacz. Draco zrozumiał,
że była przerażona i rozbita. W takich momentach mówiła do niego
„Malfoy”, zapominając jakie nazwisko teraz nosi.
Opuściła
wolno różdżkę i wsunęła ją do kieszeni spodni. Dopiero teraz
poczuła jak chłodna jest noc. Spojrzała na kopertę, którą
trzymała w dłoni. Bez nadawcy, bez adresata. Dobrze znała treść
listu. Pisała to wiele razy, ale mimo tylu prób dłoń drżała
zbyt mocno. W końcu wyręczył ją człowiek, z którym mieszkała.
Wspaniały człowiek. Jego eleganckie pismo pasowało do sytuacji.
Wymieniła
z nim spojrzenia i ruszyła przez trawnik w stronę małej,
przytulnej werandy. Pogrążona we śnie dzielnica na przedmieściach
śpiewała. Gdzieś przeraźliwie miauczał kot, nieustraszone
nastolatki chichotały za rogiem, starsza pani dwa domy dalej,
oglądała powtórki seriali o miłości, której nigdy nie przeżyła,
bezpański pies toczył swą nocną rutynę grzebania w resztkach z
kosza na śmieci. To wszystko było takie znajome. Jakby przez te
wszystkie lata zmieniła się tylko ona, a ten świat tylko czekał,
na jej powrót.
Ludzie
pragną swojej bliskości. Chcą czuć, że są sobie drodzy i się
kochają. Nie mogła żyć, bez załatwienia tej ostatniej, być może
najważniejszej sprawy. Była zdecydowana i pewna, że jest gotowa.
Mimo, iż odczuwała strach.
Wreszcie
znalazła się przed drzwiami, które tak pochopnie zamknęła przed
laty. Spojrzała na klamkę z pewnym rozczuleniem. Nie chciała się
rozklejać. Nie teraz. Szybko wsunęła kopertę w szczelinę w
drzwiach.
Jutro
się spotkamy. Kocham Was.
Wasza
Hermiona
Odwróciła
się i zeszła z drewnianych schodów, odszukując w ciemności
postać swego męża. Patrzył na nią pozornie niewzruszony, ale po
tylu latach nauczyła się odczytywać emocje z samych oczu. Był
zaniepokojony. Stal jego tęczówek pytała: Czy wszystko w porządku?
-Wracamy
do domu – szepnęła wtulając się w niego, kiedy ten aportował
ich prosto do sypialni. Poczuła nieprzyjemne uczucie w żołądku,
niezwiązane z teleportacją. Żal, jakby jakaś część jej samej,
ta dziecięca i nierozsądna, chciała tam zostać. Poczuła, że
silne ramiona przytrzymują ją. Łzy popłynęły w momencie, w
którym chłód nocy został zastąpiony przez przyjemne ciepło
domu.
-Na
pewno wszystko w porządku? - usłyszała szept tuż przy swoim uchu,
upewniający ją w tym, że ma go przy sobie, zapewniający o
bliskości. Oderwała głowę od jego klatki piersiowej i spojrzała
nań zapłakana. Pokiwała głową w geście potwierdzenia. Wszystko
dobrze Jak na złość, wybuchła jeszcze głośniejszym szlochem.
-Nie
wiem, czy robię dobrze, czy oni... - mówiła chlipiąc cichutko. -
Co jeśli, mi nie wybaczą? Jeżeli nie będą chcieli mnie znać...
To trudne.
-Wiem
– zamiast stosu pocieszeń usłyszała potwierdzenie. Przyniosło
jej to paradoksalną ulgę. - Wiem też, że jesteś silna.
Silniejsza niż ktokolwiek kogo znam, silniejsza niż ja. No już –
odkleił ją od siebie i odsunął. Położył jej dłonie na
ramionach i wbił w nią wzrok. - Jeżeli ci ludzie są tacy jak ich
cudowna córka, śmiertelnie się na ciebie obrażą, ale w końcu i
tak pękną. Kochają cię, a to stawia cię na wygranej pozycji –
mrugnął do niej porozumiewawczo. - Zresztą będę tam przez cały
czas. Nikt mi się nie oprze – posłała mu blady uśmiech.
-Malfoy?
- jej głos brzmiał niemrawo.
-Tak,
Malfoy? – odbił akcentując jej (już nie takie nowe) nazwisko.
-Jesteś
narcystycznym dupkiem – jej słowa wywołały szczery uśmiech na
twarzy mężczyzny.
-Ach,
jesteś dla mnie zbyt miła. Rumienię się – rzekł przyciągając
ją na powrót do siebie. Otarł jej policzki i skwitował to
stwierdzeniem, iż wygląda ona żałośnie. Taka uwaga spotkała się
ze szczerym oburzeniem jego lepszej połowy. Protesty te zdusił
pocałunkiem, czerpiąc złośliwą przyjemność z irytacji
Hermiony. Nie znosiła, kiedy przerywał jej w taki sposób i
jednocześnie nie mogła oprzeć się temu elektryzującemu dotykowi
ust.
***
-Pobudka
– delikatny szept przebił się przez opary snu, docierając do jej
świadomości. Mruknęła w wyrazie sprzeciwu. Przecież dopiero co
się położyła. Chciała jeszcze trochę pospać. Chociaż
troszeczkę. Ten jednak pozostawał nieczuły na jej pragnienia. -
Wstawaj wredna wiedźmo.
-Jeszcze
pięć minut – jęknęła licząc, że to coś da. Wykrzywiła
twarz w grymasie bólu, gdy najgorszy mąż na świecie, odsunął
ciężkie zasłony, pozwalając porannym promieniom grasować po
sypialni.
-Zbieraj
swój tyłek z pościeli i marsz na śniadanie! - posłała mu
zjadliwe spojrzenie, jednak ten odpowiedział jedynie ironicznym,
markowym uśmiechem.
-Jesteś
sadystyczną małpą. Zobaczysz, odegram się – pomstowała w
drodze do łazienki.
-Oczywiście,
ale sugeruję, byśmy poczekali z tym do wieczora i tak już za długo
cię budzę – odrzekł unosząc wymownie brwi.
-Mamo,
dokąd idziemy? - pytał Morgan, gdy Hermiona już piąty raz
przeczesywała jego drobne włoski grzebieniem.
-Do
babci i dziadka – odpowiedział Draco, widząc jak jego połowica
dławi się własną śliną. Zabrał grzebień z jej rąk i podał
płaszcz. Po dłuższej chwili, stali na ganku rodziców Hermiony.
Dzięki pergoli osłaniającej go od widoku wścibskich, nie musieli
włóczyć się po ciemnych zaułkach i zaroślach.
Morgan,
który nie spodziewał się spotkania oko w oko ze ścianą,
wyszeptał jedynie zduszone "łaaał". Draco, pociągnął
resztę swej rodziny w stronę dzwonka do drzwi., wymijając bujany
fotel i stolik na kawę. Jesienne liście zebrały się na nim,
przykrywając czerwono-brązową kołdrą zawilgłe czasopisma. Klon
w ogrodzie pokrył się ciepłymi barwami,
a szum wiatru w jego łysiejących gałązkach przypominał kobiecie,
lata dziecięce, gdy biegała po jesiennym ogrodzie, zatracając się
w zabawie.
-No,
kochana, dzwoń - blondyn szturchnął ją w ramie, gdy stała tak
oneimiała.
Uniosła
w końcu dłoń i nacisnęła palcem wskazującym biały guzik.
Wewnątrz zabrzmiał przytłumiany gong, a drzwi otworzyły się
niemal natychmiast.
Stało
się. W przejściu ujrzała matkę, a za nią i ojca, który
wyglądał, jakby ktoś potraktował go zaklęciem petryfikującym.
Oboje niemal wcale się nie zmienili przez te sześć długich lat.
Jedno było pewne. Znów pamiętali swoje jedynie dziecko.
-Mamo?
- głos Hermiony był niepewny i brzmiał obco, jakby odezwała się
w niej dziewczynka sprzed lat, która pytała czy nie jest zła, czy
nie smuci jej to, kim jest jej jedynaczka.
Jane
Granger załkała i natychmiast porwała córkę w objęcia. Obie
kobiety zaczęły mówić bardzo szybko i cicho, tuląc się do
siebie. Draco poczuł się dumny ze swojej żony. Dała radę.
Przełamała się. Zawsze w nią wierzył. Uścisnął mocniej dłoń
swego syna i uśmiechnął się do niego krzepiąco. Morgan nie miał
pojęcia co się dzieje. Chciał mu powiedzieć, że jego mama to
niezwykła czarownica, ale w końcu postanowił nie straszyć dziecka
zanadto.
Ponad
czubkiem głowy Hermiony, ujrzał uważny wzrok swojego... teścia.
Miał teścia. To było straszne uczucie. Szybko pozbierał swoją
szczękę z podłogi i przypomniał sobie ile ma lat. Był za stary,
by bać się ojca swej połowicy.
-Dzień
dobry, panie Granger -rzekł spokojnie i wyciągnął dłoń na
powitanie. Mężczyzna uścisnął ją powoli. Oboje zerknęli na
Hermionę, która aktualnie z uśmiechem mówiła coś do matki.
-Hermiono,
kochanie. Przedstaw mnie swojej rodzinie – upomniał ją
rozbawionym tonem, pławiąc się w niepewności domowników. Jednak
z latami nie traci się charakteru – pomyślał lubieżnie.
-Em...
No tak – zupełnie zapomniała o jego obecności. -Mamo, tato –
zaczęła oficjalnie, wywołując tym uśmiech na twarzy swej gorszej
połowy. - To mój mąż, Draco Malfoy – Jane i Matthew spojrzeli
nań uważnie. Po dłuższej obserwacji w niezręcznej ciszy, Jane
uśmiechnęła się ciepło, kierując swój wzrok ku Morganowi.
-A
kim jest ten uroczy dżentelmen? - zaszczebiotała starsza kobieta.
-To
jest Morgan, nasz syn – 0drzekł niespodziewanie ojciec chłopca,
podkreślając swoją obecność. Hermiona nie powstrzymała śmiechu,
który po wielu latach znów rozświetlił ten dom.
Wreszcie
zdołali przebrnąć przez niezręczne powitanie. Matka Hermiony
zaprosiła córkę i jej małą rodzinę, na kolację. Wszystko to
było niezwykle dziwne. Jadalnia wręcz pękała od emocji,
rozsadzających ją. Morgan został porwany do dyskusji wraz z
kobietami, co niezmiernie go radowało. Draco powoli kontemplował
każdy kęs wybornej wprost kolacji, do momentu, w którym poczuł na
sobie wzrok swego teścia. Skinieniem głowy dał mu znać, iż chce
porozmawiać na uboczu.
Kuchnia
państwa Granger była mała i przytulna. Oboje usiedli przy małym
stoliku śniadaniowym. Starszy mężczyzna uważnie wpatrywał się w
niewzruszonego blondyna.
-A
więc, to przez ciebie moja córka opuściła nasz dom na tak wiele
lat? - w zasadzie nie brzmiało to jak pytanie. To raczej oskarżenie,
przed którym nie można się bronić.
-Owszem.
Muszę jednak zaznaczyć, iż nie mam zamiaru jej oddawać –
Harrisona zdziwiła tak śmiała i arogancka odpowiedź.
-Rozumiem
– odparł w końcu. Zapadła długa cisza. Po chwili oboje sączyli
alkohol z kryształowych szklaneczek.
-Może
kiedyś też będziesz miał córkę. Rozumiesz mnie wtedy. Jaki to
okropnie nieskończony ból, nie mieć kawałka życia. Hermiona
używając tego... O...
-Oblivate.
Zaklęcie usuwające pamięć – pomógł Malfoy.
-O
tego właśnie. Myślała, że nie pamiętamy. Może miała nieco
racji, ale przez te wszystkie dni czuliśmy, że brakuje nam tak
wiele... Brakowało nam własnego dziecka – zamknął oczy i
zacisnął usta, jakby walcząc ze wspomnieniami. - To tak skończenie
trudne, patrzeć w oczy człowiekowi, który jest winien tego
wszystkiego.
Kolejna
dłużająca się cisza zapadła między nimi.
-Nie
tak ją wychowaliśmy. Nasza Hermiona nie postąpiłaby tak. Nigdy
nie zostawiła by rodziców. Nie tak...
-Dość!
Ależ proszę bardzo – może mnie pan nienawidzić. Ja naprawdę
przywykłem do awersji od strony Grangerów. Jest jednak coś, na co
nie pozwolę. Nie może pan winić Hermiony za coś takiego. Chciała
was chronić. To było dla niej bardziej trudne, niż się panu
wydaje. Nie zamieniła domu rodzinnego na mój. Gdyby nie przypadek,
nigdy nie bylibyśmy tu z Morganem. Powiem coś, czego nie usłyszy
pan z jej ust. Jest na o zbyt dobra.
Draco
postanowił ten raz opowiedzieć o tym wszystkim, co dręczyło go
przez ten cały czas.
Mówił
o samotnej, załamanej dziewczynie, ledwie kobiecie, strachu,
ucieczce, sile i dobroci. To wszystko wymagało opowiedzenia. Każdy
szczegół, każdy epizod, każdy moment z jej wyjątkowego życia.
Nie mogło to zostać zapomniane.
Nadal
nie był pewien, czy zasługuje na kogoś TAKIEGO.
Gdy
skończył, widział łzy w oczach swego teścia. Rozumiał go. Też
był rodzicem. Zostawił go samego z jego myślami. Nie oczekiwał,
że zrozumie od razu.
***
Hermiona
nagle poczuła silny uścisk na ramieniu. Przebudziła się
gwałtownie. Otworzyła oczy i ujrzała parę świecących, srebrnych
tęczówek Draco.
-Hermiona?
- jego szept rozbrzmiewał nutą desperacji.
-Jestem.
Coś się stało? - jej zaspany umysł nie do końca rozumiał co się
dzieje, gdy nagle została porwana w ramiona i objęta szczelnie.
Poczuła delikatne pocałunki na swym czole.
-
Śniło mi się, że nie było cię, że zniknęłaś z mojego życia.
Tak po prostu – mówił szybko, a jego głos drżał.
-Och...
to tylko głupi sen...
-Nie.
To było makabryczne. To życie jest takiego puste bez ciebie
-Ale
o czym ty mówisz? Ja jestem. Nigdzie nie idę – była
zaniepokojona stanem psychicznym swego męża.
-Obiecaj.
Obiecaj, że nigdy mi nie uciekniesz. Będę o ciebie dbał, będę
cię kochał, ale nie uciekaj. Nie zostawiaj mnie znowu... -
dramatyczna mowa, została przerwana pocałunkiem.
-Obiecuję.
Kocham cię, jak mogłabym?
-Ich
też kochałaś... Ja chcę tylko, żebyś wiedziała, że każdy
twój problem jest moim problemem. Zniosę wszystko, byleby tylko być
z tobą. Bez ciebie nie ma mnie. Umieram, kiedy myślę, o życiu bez
twojego głosu, twoich rąk. To tak okropnie niebezpieczne być
zupełnie zależnym od kobiety takiej jak ty.
***
Mijały
dni, lata, dekady, jak świetliste cienie. Powoli, nieubłaganie
zmierzali do końca. Do momentu, w którym wszystkie przyrzeczenia,
pragnienia, obietnice – wszystko, co miało najwyższą wartość-
wszystko to blednie. Nadchodzi coś większego, bardziej władczego,
silniejszego, wszechogarniającego. Śmierć, koniec, nicość,
permanentne zaprzeczenie istnienia. Długotrwałe „nie”. Nie
żyje, nie oddycha, nie widzi, nie czuje, nie uśmiecha się, nie
cierpi. Wieczny „brak”. Brak życia, brak pulsu, brak światła w
oczach, brak obecności. Wszyscy wiemy, że to nastanie, wszyscy mamy
taką świadomość, ale śmierć sama w sobie jest tak
niewyobrażalna, nie do uświadomienia, że stanowi niespodziankę .
Jedyne
co pamiętała, to cisza. Cisza, która zapadła tak w całym domu,
jak i w niej samej. Jego obecność zastąpiona została wielką
ziejącą dziurą w ich domu. Najgorsze było to, że ciągle czekała
na jego powrót do domu, całus w policzek, zawadiacki uśmiech,
wybuch uczuć, gdy patrzyła nań bawiącego się z ich dziećmi,
potem wnukami. Uzależnił ją od siebie i odszedł...
Zupełnie
tak samo jak ona przed laty.
Tamte
wydarzenia, te minione dekady... To było tak dawno. Całe lata
świetlne wstecz. Teraz życie było zupełnie inne.... bez niego.
Hermiona
wstała powoli. Serce. Czuła jak jej serce bije o połowę słabiej
i coraz to wolniej, odkąd to się stało. Spojrzała na swe
pomarszczone, wysuszone i pozbawione jędrności dłonie. Na guzowate
stawy, skórę spływającą po kościach i ścięgnach niczym wosk
świecy. Odruchowo jedna z nich powędrowała do włosów gdzie
zamiast puszystych loków, zastała kilka rzednących, siwych pukli,
które podcięte sięgały jej do ramion. Tak jest. Lata minęły,
młodość uleciała, niczym przemieniająca się w parę, woda. To
była okrutna prawda.
Westchnęła
powoli, a jej klatka piersiowa uniosła się i opadła. Wstała i
podpierając się na drewnianej lasce, przeniosła się z bujanego
fotela na łóżko. Pamiętała zbyt dokładnie i zbyt dobrze
wszystko co się na nim wydarzyło. Pamiętała o wiele lepiej, niż
przystoi to starszej pani. Powoli, pozwoliła swojemu ciału ułożyć
się na miękkiej pościeli. Węch mówił jej, że on nadal tu jest,
dotyk aksamitnego materiału, kłamał, że nic się nie zmieniło,
dźwięk uginającego się materaca spreparował intrygę.
Pozwoliła
zmęczonym powiekom zamknąć się.
Była
tak bardzo zmęczona, tak bardzo. Chciała zasnąć i obudzić się
gdzieś po wielu godzinach snu, wypoczęta i mniej stara. Bardziej
dzisiejsza.
-Hermiono,
kochanie? - usłyszała zbyt realnie, zbyt dobrze, by mogło to być
kłamstwem.
-Draco?
- poderwała się w jednym momencie na równe nogi i rozejrzała
wokoło. Instynkt zadziałał szybciej od jej umysłu. Jednak w
pomieszczeniu nie było nikogo. Wszystko pozostało takie samo.
Mogłaby przysiąc, że go...
-Hermiono,
tu jestem.
Natychmiast
wyszła na korytarz niesiona przez własne nogi, bez panowania nad
nimi i sobą. Jedyne co wiedziała, jedyne czego chciała, to znaleźć
źródło głosu. Teraz. Zauważyła, że drzwi do jednego z pokoi są
lekko uchylone. Niemalże natychmiast, znalazła się w nich i
zamarła.
Był
tam. O n. Draco. J e j Draco w małym, ślicznym pokoiku. Stało w
nim dziecięce łóżeczko, mnóstwo zabawek, bujany fotel. Znała to
miejsce.
-Pięknie
tu, nieprawdaż? - odezwał się
zdrowym, młodym głosem, który wyrażał tyle emocji.
-Tak
– odpowiedziała niczym w transie.
-Pamiętasz
ten dzień? Kiedy zabrałem was wreszcie do domu? Morgan był taki
malutki... Potem oczywiście urósł, ale nigdy nie zapomnę tego
momentu, gdy trzymałem na rękach moje dziecko i patrzyłem jak
kobieta mojego życia deje mi na to pozwolenie, siedząc w moim
łóżku. Nawet nie wiem jak opisać tą wybuchową mieszankę
uczuć...
-Pamiętam
– odpowiedziała cichutko. Pamiętała wszystko. Każdy pojedynczy
dzień, chwilę, każdy uśmiech, gest, dotyk. Aż do dnia, gdy stało
się najgorsze... a potem jej serce pękło z pustki. Wtedy jej
spojrzenie padło na szybę, w której odbijało się jej oblicze.
Nie to wyprane, wyliniałe, to stare i niefunkcjonalne. Widziała
siebie taką, jaką była tamtego dnia, gdy wreszcie znalazła dom.
Jej dłonie. Znów były zgrabne i jędrne. Włosy opadały puszystą
kaskadą na plecy, po drodze łaskocząc jej kark.
-Draco,
coś jest nie w porządku – jej głos zdradzał niepokój.
Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie, a jego oczy świeciły tak
mocno, że zakręciło jej się w głowie. Miała wrażenie, że
zaraz umrze, jeżeli go nie dotknie, jeżeli go nie przytuli, jeżeli
nie poczuje jego pulsu.
Jeżeli
go nie pocałuje.
Smak
jego ust to coś, co nigdy nie jest takie samo, co zawsze jest wielką
zagadką, wielką pokusą, ogromnym zachwytem i upojeniem. Trzymał
ją mocno i pewnie w ramionach, jakby była płochliwą gołębicą,
która może łatwo odlecieć. Serce mocno łomotało jej w piersi,
czuła jak jej policzki płoną.
-Wiem
kochana, wiem. Wróciłem po ciebie. Chciałem, ale nie mogłem
zacząć od nowa bez ciebie – spojrzała nań nic nie rozumiejącym
wzrokiem. Nagle pojęła. Nie żyła. Była martwa. Dlatego mogła
być znów z nim. Tu w tym domu, w tym momencie. Ta świadomość
niemal zwaliła ją z nóg. Dlatego też chwyciła mocniej za jego
dłoń, jakby jedynie ona utrzymywała ją w pionie. Zresztą teraz
wiedziała, że zawsze tak było. On i ona. Byli dla siebie oparciem
i tylko dzięki sobie nawzajem dotrwali do końca opowieści. Bo to
nie mogła być opowieść o zwyczajnych ludziach, nie o
przypadkowych osobach. Tylko oni mogli ułożyć te wszystkie
elementy układanki w jeden obrazek. Byli dzięki sobie i dla siebie.
-Kocham
cię – wyszeptała drżącymi wargami. - Co teraz z nami będzie? -
pytanie to było nieśmiałe i niewinne.
-Idziemy
dalej. Tym razem zaczniemy wszystko od początku i o wiele lepiej.
Obiecuję ci to.
Nie
wiedzieć czemu, zaufała mu bez słowa zwątpienia. Trzymając się
mocno za ręce, zbudowali nowy początek.
***
Zawsze
była nieśmiała. Nie lubiła mieszać się w głośne towarzystwo,
zwykle była sama podczas przerw i długich, jesiennych wieczorów,
może nie tyle z wyboru, co z jego braku. Wybierając między
wianuszkiem chichoczących dziewczyn, a towarzystwem wyniośle
milczących ksiąg, ostatecznie siedziała z nosem w książce, kiedy
tylko mogła. Tak było od kiedy pamiętała. Zresztą- upomniała
się w myślach- nadejdzie jeszcze czas na bujne życie towarzyskie.
Być
może była jedyną szesnastolatką w Gryffindoirze, która tak
patrzyła na świat, ale czy to źle? No ba, że nie. To chyba bardzo
przydatne w życiu, potrafić ciężko pracować i poddawać się
temu rzetelnie.
-Hej,
co ty tu robisz? - nie zauważyła nawet kiedy ktoś stanął obok
niej. Uniosła spojrzała na intruza. Był to jej rówieśnik z domu
węża. Niewiele o nim wiedziała. Jedyne z czym go kojarzyła, to
jego wyjątkowy dar do zaczepek, pakowania się w kłopoty i
upodobanie do słownych utarczek z każdym. Nie był typem samotnika,
zawsze chodził w otoczeniu ludzi, który zgadzali się z jego
wyższością. W sumie, był dość przystojny, wysoki, o jasnej
karnacji, szczupła twarz i atletyczna sylwetka. Hannah jednak daleka
była od omdlenia z zachwytu.
-Czytam
– odparła i dyskretnie zerknęła na zegarek. - Z tego co wiem,
wolno mi tu być o tej porze.
-Hohoho...
wyluzuj siostro. Może nieco więcej uprzejmości, jak przystało na
rasowego Gryfona? Pytałem tylko – oznajmił, posyłając jej
irytująco dumny uśmieszek.
-Och...
No tak. Czytam. Tylko czytam – poczuła, że policzki płonął jej
od nadmiaru niezręczności w jednej sytuacji. Młodzieniec
niedyskretnie spojrzał na okładkę księgi, którą dzierżyła w
dłoni.
-„Historia
Hogwartu”. No nieźle. Skoro tak, to AŻ czytasz. Usnąłem na
pierwszej stronie. Okropnie ciężkie. Nie to, co Middleton i jego
„Bajka dla dużych magów i małych krasnali”. Polecam –
zakończył z kpiącym wyrazem twarzy.
-Middleton to karzeł
moralny, nie dorasta do pięt krasnalom, a pisze o nich z taką
poufałością, że czytelnik gotuje się z gniewu – odparła
dumnie. Patrzyła teraz prosto w jego oczy, świadoma rzuconej
rękawicy.
-Zawsze
to jakieś gorące uczucie. Autor przynajmniej nie jest wymieniany w
kategorii „najbardziej bladych powieści wszechczasów” -
podniósł. Mimo uczucia urazy, poczuła również zadowolenie z tej
rozmowy.
-To
twoje zdanie- zakończyła wymownym uniesieniem brwi.
-Pyskata
jesteś, choć nie wyglądasz – paradoksalnie, zamiast rumieńca
gniewu, jej policzki ozdobił rumieniec zawstydzenia. Niepewnie
zerknęła na urodziwego rówieśnika o wyjątkowo zadziornych rysach
twarzy.
-Czytasz,
choć nie wyglądasz – rzuciła bez zastanowienia, na co ten
odpowiedział szczerym śmiechem.
-No
to zabiłaś mi ćwieka. Muszę już lecieć, ale czy nie chciałabyś
wyjść gdzieś ze mną i przekonać mnie, dlaczego warto przeczytać
„Historię Hogwartu”? Co ty na to?
Zgodziła
się.
Tak- skończyłam to. Nie wiem jak mam dalej żyć. Jak ja mam pisać. Pisać o miłości, skoro ona jest jak obrzydliwa staruszka w pięknej masce i sukni. Zdjęła przede mną maskę. Bańka mydlana prysła. Wiem jedynie, że chcę zacząć kochać i przestać być kochaną bez wzajemności. To dlatego nie pisałam, nie chciałam być hipokrytką, było mi wstyd przed wami. Mam nadzieję, że w końcu pokocham
Życzę wam tego samego, bo pięknie się o tym pisze, czyta i słucha i tak pięknie jest na to czekać i zapewne pięknie jest kochać tak jak oni.
Życzę wam tego samego, bo pięknie się o tym pisze, czyta i słucha i tak pięknie jest na to czekać i zapewne pięknie jest kochać tak jak oni.
Ps. Wracam na me-voir.blogspot.com, ale to jeszcze w powijakach, bo nie wiem, czy jeszcze umiem pisać. Same oceńcie. Proszę was :)
Wiesz, zastanawiam się, co mam napisać.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mam się śmiać, czy płakać. Śmiać, bo wróciłaś, po prawie 6 miesiącach. Płakać, bo to koniec pięknej historii.
Nadal jestem zła. Nawet nie wiesz jak się martwiłam, że coś mogło Ci się stać!
Wystarczyło jedno słowo! Jedna kropka!
Epilog, cóż, wspaniały. Dopracowany w każdym calu, wszystko się ze sobą łączy.
Jest długi i cudowny.
Koniec cholernie mnie wzruszył. To, jak Hermiona umierała, jak Draco zabierał ją ze sobą.
Tylko końcówka.. Do czego nawiązuje? Kim jest ta dziewczyna? Kim jest ten chłopak?
Cieszę się, że Hermiona znalazła rodziców. I że oni przyjęli ją ciepło, tak, jak być powinno.
Nie wiem co mam jeszcze napisać, bo chyba brakuje mi słów.
Czemu było Ci wstyd przed nami?
Nie tylko Ty masz takie problemy, serio. Sama wolałabym się nigdy nie zakochać, żeby później nie bolało. Ale stało się i taka jest kolej rzeczy. Przynajmniej to mnie czegoś nauczyło. Żeby nie pakować się w związek.
Nie wiem jak jest u Ciebie, ale trzymam kciuki, żebyś wróciła do siebie. Zaczęła żyć. I rozwijać się. Bo masz talent.
Czekam na rozdział na me-voir, czy better-soul. Mam nadzieję, że dodasz tam coś.
Może jeszcze coś dopiszę, bo jak zwykle sobie coś przypomnę. Na razie tyle.
droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam, i dziękuję Ci Never, M.
Kochana, kochana M! Brakowało mi Ciebie i to bardzo.
UsuńChciałam Ci podziękować, że jesteś mimo mojej porażki. Jest mi lżej.
Moja sytuacja... To chyba klasyczna nauczka dla naiwnej nastolatki. Jedyna osoba, której ufałam i powierzałam swoje sekrety- mój przyjaciel, najzwyczajniej w świecie poczuł do mnie coś więcej niż braterską troskę. Czuję się oszukana przez świat i bardzo zagubiona. To dlatego nie mogłam pisać. W pewnym sensie byłam chora. Źle mi z tym, ale powoli się dźwigam.
Bardzo chcę zacząć znowu pisać i publikować, bo to chyba jedyne lekarstwo :)
Co do ostatniego, to chyba dość nieudolnie chciałam pokazać nowy początek, w jaki razem wyruszyli, że to nie koniec, że zaczną od nowa w innych życiach, ale bez tego cierpienia :)
Może jeszcze to pozmieniam, ale to z czasem.
Miłego grudnia!
Never
Cieszę się, że pamiętasz o starej M. :)
UsuńWięc ta sytuacja wyglądała u Ciebie nieco inaczej, niż u mnie. Różni ludzie, różne przypadki :)
Ah.. Już wiem o co chodzi! Na początku sama myślałam, że to może chodzić o nich, a tu proszę, M. Sherlock Holmes ma rację:D
Trzymaj się!
M.
Nie zapomniałabym o Tobie! :D
UsuńTeż się trzymaj ;)
Usunęłas mój komentarz?
OdpowiedzUsuńserio?
x.
niczego nie usuwałam, słowo.
UsuńNo tak, być może u mnie coś wysiadło z prądem.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś, jednak nadal mam do Ciebie żal. Może z czasem on zniknie, taką też mam nadzieje :)
Epilog piękny i widać, że postarałaś się. Nic, tylko gratulować :)
Nie napiszę nic więcej bo się zwyczajnie wzruszylam.
Chłopak, przez którego cierpiałaś, nie był wart ani jednej twojej łzy.
Czekam na jakąś nowość.
x.
Dziękuję za te miłe słowa :)
UsuńMoim planem do końca tego dziwnego roku szkolnego jest dokończyć me-voir i zacząć dokańczanie better-soul i może w wakacje pojawię się z czymś nowym, ale to takie skromne życzenie noworoczne ;)
Bardzo fajny epilog ;) Już się bałam, że go nie dodasz, a tu taka miła niespodzianka ;) Czekam na nowy rozdział na me voir.
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się, że tak uważasz :)
UsuńJuż piszę nowość na me-voir ;)
Cała opowieść bardzo fajna, ale epilog na prawdę także Ci wyszedł. Nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję :D
UsuńAle mam opóźnienie...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mi wybaczysz.
Czas spędzony przy tym opowiadaniu to najlepsze, co mogło mnie spotkać. Dziękuję ci za ten blog.
Dziękuję za tak wspaniałe rozdziały.
Dziękuję za to, że swoimi rozdziałami poprawiałaś mi humor.
Dziękuję za wszystko.
Nie martw się- ja mam większe xD
UsuńNie mam czego wybaczać, kochana :3
Bardzo cieszą mnie twoje słowa, bo właśnie po to zaczęłam publikować- aby nawiązać relację z czytelnikiem, aby móc mu coś dać, a w zamian poczuć się przydatną społeczeństwu :D
Pozdrawiam
Never
Hej.:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dzisiaj całego Twojego bloga i postanowiłam skomentować.:) Napisałaś bardzo ciekawą historię, która jest zupełnie różna od często powielanych schematów Dramione. Zauważyłam, że od prologu, aż do momentu zakończenie opowiadania niesamowicie się rozwinęłaś. Twój Draco przypadł mi do gustu. Jest taki ludzki. Pokazałaś jego emocje, za co serdecznie ci dziękuję. Hermiona trochę mniej mi się spodobała, bo jest taka troszkę niekanoniczna, ale to nic. Momentami wychodzą nieścisłości w tym opowiadaniu, tak jak na przykład imię ojca Hermiony ( raz piszesz (gdzieś na początku) że to Harrison, a później, że jest to Matthew) oraz nieprawidłowo zapisane nazwy. Nie będę jednak się czepiać, bo sama nie jestem lepsza.:D
Ogólnie mówiąc opowiadanie jest super i pewnie jeszcze do niego wrócę.
Dziękuję, że mogłam przeżyć tak fajną przygodę z Melodies Of Love.
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
Wspaniały.. a w dodatku dziwię się ,że przeczytałam go w tak krótkim czasie!
OdpowiedzUsuńNie wierzę ,że to koniec.
Nie wierzę.
Co teraz ,ze sobą zrobić mam?
Płakać i czytać od nowa?
A może się śmiać?
Nie wiem.
Nic nie wiem.
Pokocham tego bloga już od prologa.
Jest.. cudny.
Po prostu cudny.
Czuję pustke.
To już koniec tej historii! Ogarnij się Nana!"
Mówi mi jakiś głosik w głowie.
Jednak ja nie mogę.
Nie wiem,czemu ,dlaczego gdzie i jak.
To koniec.
Nadal nie wierzę.
Nie wierzę ,że potrafię napisać tak bezsensowny komentarz jak ten to ,o
Nie wierzę ,że ,że.. ja już nawet nie wiem.
Pustka.
A teraz.
Jeśli pozwolisz.
Idę czytać od nowa.
Również zapraszam na mojego bloga o Dramione który w porównaniu do Twojego.. jest błahostką .
www.dramionemoimzyciem.blogspot.com
Nie jest bezsensowny! Jest piękny i ciepły, dziękuję :D
UsuńNawet nie wiesz jak mnie krzepią takie słowa, strasznie motywuje do pracy :>
Pozdrawiam
Never
Natrafiłam na Twojego bloga przypadkiem, ale muszę przyznać, iż fabuła jest bardzo ciekawa ;) Wspaniały epilog ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym, chciałam Cię poinformować o tym, iż dostałaś nominację http://thetwilightsaga-forever.blogspot.com/2014/08/nominacja.html
Pozdrawiam Jane ;)
Dziękować! :D
UsuńPiękne .
OdpowiedzUsuńŁAŁ. Po prostu łał ��
OdpowiedzUsuń��
Przeczytałam w 1 dzień. Popłakałam się. Jest cudowny, mam nadzieje że wydasz jakoś swoją książkę. Brawo!!
OdpowiedzUsuń~M.
Dziękuję <3
OdpowiedzUsuńMi osobiście przypadła do gustu orginalność tej historii. Hermiona na skraju biedy a do tego w ciąży, a przyjaciele jej nie pomogli? Muszę się przyznać, że WIELE razy podczas czytania wykrzyczałam do telefonu "Malfoy ogarnij się to jest twoje dziecko". Na szczęście wszystko szczęśliwie się skończyło. Prawda jest taka, że już dawno żaden blog nie wywołał u mnie tak wielu silnych jak i sprzecznych emocji. Teraz mogę jedynie czekać na kolejną historię Dramione w twoim wydaniu.
OdpowiedzUsuń