piątek, 6 grudnia 2013

Epilog

Ten rozdział dedykuję każdej czytającej i czekającej osóbce.
Każdej istocie, która zechciała być ze mną w tej dziwnej przygodzie.
To było cudowne.
Cudowny czas. Na pewno nie stracony.
Wzruszyłam się. Żałosne z mojej strony, ale nie poradzę.
Dziękuję wam wszystkim.
Kochanym czytelniczkom, kochanemu Stowarzyszeniu,
kochanemu przyjacielowi, który mnie motywował, czytał i krytykował.
Jednocześnie.
U w i e l b i a m w a s.


Epilog




-Zadziałało?
-Nie wiem.
-Myślisz, że...
-Nie wiem, Malfoy, co mam ci powiedzieć?- jej głos drżał znacznie. Oczy miała szkliste, jakby powstrzymywała płacz. Draco zrozumiał, że była przerażona i rozbita. W takich momentach mówiła do niego „Malfoy”, zapominając jakie nazwisko teraz nosi.
Opuściła wolno różdżkę i wsunęła ją do kieszeni spodni. Dopiero teraz poczuła jak chłodna jest noc. Spojrzała na kopertę, którą trzymała w dłoni. Bez nadawcy, bez adresata. Dobrze znała treść listu. Pisała to wiele razy, ale mimo tylu prób dłoń drżała zbyt mocno. W końcu wyręczył ją człowiek, z którym mieszkała. Wspaniały człowiek. Jego eleganckie pismo pasowało do sytuacji.
Wymieniła z nim spojrzenia i ruszyła przez trawnik w stronę małej, przytulnej werandy. Pogrążona we śnie dzielnica na przedmieściach śpiewała. Gdzieś przeraźliwie miauczał kot, nieustraszone nastolatki chichotały za rogiem, starsza pani dwa domy dalej, oglądała powtórki seriali o miłości, której nigdy nie przeżyła, bezpański pies toczył swą nocną rutynę grzebania w resztkach z kosza na śmieci. To wszystko było takie znajome. Jakby przez te wszystkie lata zmieniła się tylko ona, a ten świat tylko czekał, na jej powrót.
Ludzie pragną swojej bliskości. Chcą czuć, że są sobie drodzy i się kochają. Nie mogła żyć, bez załatwienia tej ostatniej, być może najważniejszej sprawy. Była zdecydowana i pewna, że jest gotowa. Mimo, iż odczuwała strach.
Wreszcie znalazła się przed drzwiami, które tak pochopnie zamknęła przed laty. Spojrzała na klamkę z pewnym rozczuleniem. Nie chciała się rozklejać. Nie teraz. Szybko wsunęła kopertę w szczelinę w drzwiach.


Jutro się spotkamy. Kocham Was.
Wasza Hermiona

Odwróciła się i zeszła z drewnianych schodów, odszukując w ciemności postać swego męża. Patrzył na nią pozornie niewzruszony, ale po tylu latach nauczyła się odczytywać emocje z samych oczu. Był zaniepokojony. Stal jego tęczówek pytała: Czy wszystko w porządku?

-Wracamy do domu – szepnęła wtulając się w niego, kiedy ten aportował ich prosto do sypialni. Poczuła nieprzyjemne uczucie w żołądku, niezwiązane z teleportacją. Żal, jakby jakaś część jej samej, ta dziecięca i nierozsądna, chciała tam zostać. Poczuła, że silne ramiona przytrzymują ją. Łzy popłynęły w momencie, w którym chłód nocy został zastąpiony przez przyjemne ciepło domu.
-Na pewno wszystko w porządku? - usłyszała szept tuż przy swoim uchu, upewniający ją w tym, że ma go przy sobie, zapewniający o bliskości. Oderwała głowę od jego klatki piersiowej i spojrzała nań zapłakana. Pokiwała głową w geście potwierdzenia. Wszystko dobrze Jak na złość, wybuchła jeszcze głośniejszym szlochem.
-Nie wiem, czy robię dobrze, czy oni... - mówiła chlipiąc cichutko. - Co jeśli, mi nie wybaczą? Jeżeli nie będą chcieli mnie znać... To trudne.
-Wiem – zamiast stosu pocieszeń usłyszała potwierdzenie. Przyniosło jej to paradoksalną ulgę. - Wiem też, że jesteś silna. Silniejsza niż ktokolwiek kogo znam, silniejsza niż ja. No już – odkleił ją od siebie i odsunął. Położył jej dłonie na ramionach i wbił w nią wzrok. - Jeżeli ci ludzie są tacy jak ich cudowna córka, śmiertelnie się na ciebie obrażą, ale w końcu i tak pękną. Kochają cię, a to stawia cię na wygranej pozycji – mrugnął do niej porozumiewawczo. - Zresztą będę tam przez cały czas. Nikt mi się nie oprze – posłała mu blady uśmiech.
-Malfoy? - jej głos brzmiał niemrawo.
-Tak, Malfoy? – odbił akcentując jej (już nie takie nowe) nazwisko.
-Jesteś narcystycznym dupkiem – jej słowa wywołały szczery uśmiech na twarzy mężczyzny.
-Ach, jesteś dla mnie zbyt miła. Rumienię się – rzekł przyciągając ją na powrót do siebie. Otarł jej policzki i skwitował to stwierdzeniem, iż wygląda ona żałośnie. Taka uwaga spotkała się ze szczerym oburzeniem jego lepszej połowy. Protesty te zdusił pocałunkiem, czerpiąc złośliwą przyjemność z irytacji Hermiony. Nie znosiła, kiedy przerywał jej w taki sposób i jednocześnie nie mogła oprzeć się temu elektryzującemu dotykowi ust.

***

-Pobudka – delikatny szept przebił się przez opary snu, docierając do jej świadomości. Mruknęła w wyrazie sprzeciwu. Przecież dopiero co się położyła. Chciała jeszcze trochę pospać. Chociaż troszeczkę. Ten jednak pozostawał nieczuły na jej pragnienia. - Wstawaj wredna wiedźmo.
-Jeszcze pięć minut – jęknęła licząc, że to coś da. Wykrzywiła twarz w grymasie bólu, gdy najgorszy mąż na świecie, odsunął ciężkie zasłony, pozwalając porannym promieniom grasować po sypialni.
-Zbieraj swój tyłek z pościeli i marsz na śniadanie! - posłała mu zjadliwe spojrzenie, jednak ten odpowiedział jedynie ironicznym, markowym uśmiechem.
-Jesteś sadystyczną małpą. Zobaczysz, odegram się – pomstowała w drodze do łazienki.
-Oczywiście, ale sugeruję, byśmy poczekali z tym do wieczora i tak już za długo cię budzę – odrzekł unosząc wymownie brwi.


-Mamo, dokąd idziemy? - pytał Morgan, gdy Hermiona już piąty raz przeczesywała jego drobne włoski grzebieniem.
-Do babci i dziadka – odpowiedział Draco, widząc jak jego połowica dławi się własną śliną. Zabrał grzebień z jej rąk i podał płaszcz. Po dłuższej chwili, stali na ganku rodziców Hermiony. Dzięki pergoli osłaniającej go od widoku wścibskich, nie musieli włóczyć się po ciemnych zaułkach i zaroślach.
Morgan, który nie spodziewał się spotkania oko w oko ze ścianą, wyszeptał jedynie zduszone "łaaał". Draco, pociągnął resztę swej rodziny w stronę dzwonka do drzwi., wymijając bujany fotel i stolik na kawę. Jesienne liście zebrały się na nim, przykrywając czerwono-brązową kołdrą zawilgłe czasopisma. Klon w ogrodzie pokrył się ciepłymi barwami, a szum wiatru w jego łysiejących gałązkach przypominał kobiecie, lata dziecięce, gdy biegała po jesiennym ogrodzie, zatracając się w zabawie.
-No, kochana, dzwoń - blondyn szturchnął ją w ramie, gdy stała tak oneimiała.
Uniosła w końcu dłoń i nacisnęła palcem wskazującym biały guzik. Wewnątrz zabrzmiał przytłumiany gong, a drzwi otworzyły się niemal natychmiast.
Stało się. W przejściu ujrzała matkę, a za nią i ojca, który wyglądał, jakby ktoś potraktował go zaklęciem petryfikującym. Oboje niemal wcale się nie zmienili przez te sześć długich lat. Jedno było pewne. Znów pamiętali swoje jedynie dziecko.
-Mamo? - głos Hermiony był niepewny i brzmiał obco, jakby odezwała się w niej dziewczynka sprzed lat, która pytała czy nie jest zła, czy nie smuci jej to, kim jest jej jedynaczka.
Jane Granger załkała i natychmiast porwała córkę w objęcia. Obie kobiety zaczęły mówić bardzo szybko i cicho, tuląc się do siebie. Draco poczuł się dumny ze swojej żony. Dała radę. Przełamała się. Zawsze w nią wierzył. Uścisnął mocniej dłoń swego syna i uśmiechnął się do niego krzepiąco. Morgan nie miał pojęcia co się dzieje. Chciał mu powiedzieć, że jego mama to niezwykła czarownica, ale w końcu postanowił nie straszyć dziecka zanadto.
Ponad czubkiem głowy Hermiony, ujrzał uważny wzrok swojego... teścia. Miał teścia. To było straszne uczucie. Szybko pozbierał swoją szczękę z podłogi i przypomniał sobie ile ma lat. Był za stary, by bać się ojca swej połowicy.
-Dzień dobry, panie Granger -rzekł spokojnie i wyciągnął dłoń na powitanie. Mężczyzna uścisnął ją powoli. Oboje zerknęli na Hermionę, która aktualnie z uśmiechem mówiła coś do matki.

-Hermiono, kochanie. Przedstaw mnie swojej rodzinie – upomniał ją rozbawionym tonem, pławiąc się w niepewności domowników. Jednak z latami nie traci się charakteru – pomyślał lubieżnie.
-Em... No tak – zupełnie zapomniała o jego obecności. -Mamo, tato – zaczęła oficjalnie, wywołując tym uśmiech na twarzy swej gorszej połowy. - To mój mąż, Draco Malfoy – Jane i Matthew spojrzeli nań uważnie. Po dłuższej obserwacji w niezręcznej ciszy, Jane uśmiechnęła się ciepło, kierując swój wzrok ku Morganowi.
-A kim jest ten uroczy dżentelmen? - zaszczebiotała starsza kobieta.
-To jest Morgan, nasz syn – 0drzekł niespodziewanie ojciec chłopca, podkreślając swoją obecność. Hermiona nie powstrzymała śmiechu, który po wielu latach znów rozświetlił ten dom.

Wreszcie zdołali przebrnąć przez niezręczne powitanie. Matka Hermiony zaprosiła córkę i jej małą rodzinę, na kolację. Wszystko to było niezwykle dziwne. Jadalnia wręcz pękała od emocji, rozsadzających ją. Morgan został porwany do dyskusji wraz z kobietami, co niezmiernie go radowało. Draco powoli kontemplował każdy kęs wybornej wprost kolacji, do momentu, w którym poczuł na sobie wzrok swego teścia. Skinieniem głowy dał mu znać, iż chce porozmawiać na uboczu.

Kuchnia państwa Granger była mała i przytulna. Oboje usiedli przy małym stoliku śniadaniowym. Starszy mężczyzna uważnie wpatrywał się w niewzruszonego blondyna.

-A więc, to przez ciebie moja córka opuściła nasz dom na tak wiele lat? - w zasadzie nie brzmiało to jak pytanie. To raczej oskarżenie, przed którym nie można się bronić.
-Owszem. Muszę jednak zaznaczyć, iż nie mam zamiaru jej oddawać – Harrisona zdziwiła tak śmiała i arogancka odpowiedź.
-Rozumiem – odparł w końcu. Zapadła długa cisza. Po chwili oboje sączyli alkohol z kryształowych szklaneczek.

-Może kiedyś też będziesz miał córkę. Rozumiesz mnie wtedy. Jaki to okropnie nieskończony ból, nie mieć kawałka życia. Hermiona używając tego... O...
-Oblivate. Zaklęcie usuwające pamięć – pomógł Malfoy.
-O tego właśnie. Myślała, że nie pamiętamy. Może miała nieco racji, ale przez te wszystkie dni czuliśmy, że brakuje nam tak wiele... Brakowało nam własnego dziecka – zamknął oczy i zacisnął usta, jakby walcząc ze wspomnieniami. - To tak skończenie trudne, patrzeć w oczy człowiekowi, który jest winien tego wszystkiego.

Kolejna dłużająca się cisza zapadła między nimi.

-Nie tak ją wychowaliśmy. Nasza Hermiona nie postąpiłaby tak. Nigdy nie zostawiła by rodziców. Nie tak...
-Dość! Ależ proszę bardzo – może mnie pan nienawidzić. Ja naprawdę przywykłem do awersji od strony Grangerów. Jest jednak coś, na co nie pozwolę. Nie może pan winić Hermiony za coś takiego. Chciała was chronić. To było dla niej bardziej trudne, niż się panu wydaje. Nie zamieniła domu rodzinnego na mój. Gdyby nie przypadek, nigdy nie bylibyśmy tu z Morganem. Powiem coś, czego nie usłyszy pan z jej ust. Jest na o zbyt dobra.

Draco postanowił ten raz opowiedzieć o tym wszystkim, co dręczyło go przez ten cały czas.
Mówił o samotnej, załamanej dziewczynie, ledwie kobiecie, strachu, ucieczce, sile i dobroci. To wszystko wymagało opowiedzenia. Każdy szczegół, każdy epizod, każdy moment z jej wyjątkowego życia. Nie mogło to zostać zapomniane.
Nadal nie był pewien, czy zasługuje na kogoś TAKIEGO.

Gdy skończył, widział łzy w oczach swego teścia. Rozumiał go. Też był rodzicem. Zostawił go samego z jego myślami. Nie oczekiwał, że zrozumie od razu.


***

Hermiona nagle poczuła silny uścisk na ramieniu. Przebudziła się gwałtownie. Otworzyła oczy i ujrzała parę świecących, srebrnych tęczówek Draco.
-Hermiona? - jego szept rozbrzmiewał nutą desperacji.
-Jestem. Coś się stało? - jej zaspany umysł nie do końca rozumiał co się dzieje, gdy nagle została porwana w ramiona i objęta szczelnie. Poczuła delikatne pocałunki na swym czole.
- Śniło mi się, że nie było cię, że zniknęłaś z mojego życia. Tak po prostu – mówił szybko, a jego głos drżał.
-Och... to tylko głupi sen...
-Nie. To było makabryczne. To życie jest takiego puste bez ciebie
-Ale o czym ty mówisz? Ja jestem. Nigdzie nie idę – była zaniepokojona stanem psychicznym swego męża.
-Obiecaj. Obiecaj, że nigdy mi nie uciekniesz. Będę o ciebie dbał, będę cię kochał, ale nie uciekaj. Nie zostawiaj mnie znowu... - dramatyczna mowa, została przerwana pocałunkiem.
-Obiecuję. Kocham cię, jak mogłabym?
-Ich też kochałaś... Ja chcę tylko, żebyś wiedziała, że każdy twój problem jest moim problemem. Zniosę wszystko, byleby tylko być z tobą. Bez ciebie nie ma mnie. Umieram, kiedy myślę, o życiu bez twojego głosu, twoich rąk. To tak okropnie niebezpieczne być zupełnie zależnym od kobiety takiej jak ty.


***

Mijały dni, lata, dekady, jak świetliste cienie. Powoli, nieubłaganie zmierzali do końca. Do momentu, w którym wszystkie przyrzeczenia, pragnienia, obietnice – wszystko, co miało najwyższą wartość- wszystko to blednie. Nadchodzi coś większego, bardziej władczego, silniejszego, wszechogarniającego. Śmierć, koniec, nicość, permanentne zaprzeczenie istnienia. Długotrwałe „nie”. Nie żyje, nie oddycha, nie widzi, nie czuje, nie uśmiecha się, nie cierpi. Wieczny „brak”. Brak życia, brak pulsu, brak światła w oczach, brak obecności. Wszyscy wiemy, że to nastanie, wszyscy mamy taką świadomość, ale śmierć sama w sobie jest tak niewyobrażalna, nie do uświadomienia, że stanowi niespodziankę .

Jedyne co pamiętała, to cisza. Cisza, która zapadła tak w całym domu, jak i w niej samej. Jego obecność zastąpiona została wielką ziejącą dziurą w ich domu. Najgorsze było to, że ciągle czekała na jego powrót do domu, całus w policzek, zawadiacki uśmiech, wybuch uczuć, gdy patrzyła nań bawiącego się z ich dziećmi, potem wnukami. Uzależnił ją od siebie i odszedł...
Zupełnie tak samo jak ona przed laty.
Tamte wydarzenia, te minione dekady... To było tak dawno. Całe lata świetlne wstecz. Teraz życie było zupełnie inne.... bez niego.
Hermiona wstała powoli. Serce. Czuła jak jej serce bije o połowę słabiej i coraz to wolniej, odkąd to się stało. Spojrzała na swe pomarszczone, wysuszone i pozbawione jędrności dłonie. Na guzowate stawy, skórę spływającą po kościach i ścięgnach niczym wosk świecy. Odruchowo jedna z nich powędrowała do włosów gdzie zamiast puszystych loków, zastała kilka rzednących, siwych pukli, które podcięte sięgały jej do ramion. Tak jest. Lata minęły, młodość uleciała, niczym przemieniająca się w parę, woda. To była okrutna prawda.
Westchnęła powoli, a jej klatka piersiowa uniosła się i opadła. Wstała i podpierając się na drewnianej lasce, przeniosła się z bujanego fotela na łóżko. Pamiętała zbyt dokładnie i zbyt dobrze wszystko co się na nim wydarzyło. Pamiętała o wiele lepiej, niż przystoi to starszej pani. Powoli, pozwoliła swojemu ciału ułożyć się na miękkiej pościeli. Węch mówił jej, że on nadal tu jest, dotyk aksamitnego materiału, kłamał, że nic się nie zmieniło, dźwięk uginającego się materaca spreparował intrygę.
Pozwoliła zmęczonym powiekom zamknąć się.

Była tak bardzo zmęczona, tak bardzo. Chciała zasnąć i obudzić się gdzieś po wielu godzinach snu, wypoczęta i mniej stara. Bardziej dzisiejsza.

-Hermiono, kochanie? - usłyszała zbyt realnie, zbyt dobrze, by mogło to być kłamstwem.
-Draco? - poderwała się w jednym momencie na równe nogi i rozejrzała wokoło. Instynkt zadziałał szybciej od jej umysłu. Jednak w pomieszczeniu nie było nikogo. Wszystko pozostało takie samo. Mogłaby przysiąc, że go...
-Hermiono, tu jestem.

Natychmiast wyszła na korytarz niesiona przez własne nogi, bez panowania nad nimi i sobą. Jedyne co wiedziała, jedyne czego chciała, to znaleźć źródło głosu. Teraz. Zauważyła, że drzwi do jednego z pokoi są lekko uchylone. Niemalże natychmiast, znalazła się w nich i zamarła.
Był tam. O n. Draco. J e j Draco w małym, ślicznym pokoiku. Stało w nim dziecięce łóżeczko, mnóstwo zabawek, bujany fotel. Znała to miejsce.
-Pięknie tu, nieprawdaż? - odezwał się zdrowym, młodym głosem, który wyrażał tyle emocji.
-Tak – odpowiedziała niczym w transie.
-Pamiętasz ten dzień? Kiedy zabrałem was wreszcie do domu? Morgan był taki malutki... Potem oczywiście urósł, ale nigdy nie zapomnę tego momentu, gdy trzymałem na rękach moje dziecko i patrzyłem jak kobieta mojego życia deje mi na to pozwolenie, siedząc w moim łóżku. Nawet nie wiem jak opisać tą wybuchową mieszankę uczuć...
-Pamiętam – odpowiedziała cichutko. Pamiętała wszystko. Każdy pojedynczy dzień, chwilę, każdy uśmiech, gest, dotyk. Aż do dnia, gdy stało się najgorsze... a potem jej serce pękło z pustki. Wtedy jej spojrzenie padło na szybę, w której odbijało się jej oblicze. Nie to wyprane, wyliniałe, to stare i niefunkcjonalne. Widziała siebie taką, jaką była tamtego dnia, gdy wreszcie znalazła dom. Jej dłonie. Znów były zgrabne i jędrne. Włosy opadały puszystą kaskadą na plecy, po drodze łaskocząc jej kark.

-Draco, coś jest nie w porządku – jej głos zdradzał niepokój. Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie, a jego oczy świeciły tak mocno, że zakręciło jej się w głowie. Miała wrażenie, że zaraz umrze, jeżeli go nie dotknie, jeżeli go nie przytuli, jeżeli nie poczuje jego pulsu.
Jeżeli go nie pocałuje.

Smak jego ust to coś, co nigdy nie jest takie samo, co zawsze jest wielką zagadką, wielką pokusą, ogromnym zachwytem i upojeniem. Trzymał ją mocno i pewnie w ramionach, jakby była płochliwą gołębicą, która może łatwo odlecieć. Serce mocno łomotało jej w piersi, czuła jak jej policzki płoną.

-Wiem kochana, wiem. Wróciłem po ciebie. Chciałem, ale nie mogłem zacząć od nowa bez ciebie – spojrzała nań nic nie rozumiejącym wzrokiem. Nagle pojęła. Nie żyła. Była martwa. Dlatego mogła być znów z nim. Tu w tym domu, w tym momencie. Ta świadomość niemal zwaliła ją z nóg. Dlatego też chwyciła mocniej za jego dłoń, jakby jedynie ona utrzymywała ją w pionie. Zresztą teraz wiedziała, że zawsze tak było. On i ona. Byli dla siebie oparciem i tylko dzięki sobie nawzajem dotrwali do końca opowieści. Bo to nie mogła być opowieść o zwyczajnych ludziach, nie o przypadkowych osobach. Tylko oni mogli ułożyć te wszystkie elementy układanki w jeden obrazek. Byli dzięki sobie i dla siebie.
-Kocham cię – wyszeptała drżącymi wargami. - Co teraz z nami będzie? - pytanie to było nieśmiałe i niewinne.
-Idziemy dalej. Tym razem zaczniemy wszystko od początku i o wiele lepiej. Obiecuję ci to.

Nie wiedzieć czemu, zaufała mu bez słowa zwątpienia. Trzymając się mocno za ręce, zbudowali nowy początek.

***


Zawsze była nieśmiała. Nie lubiła mieszać się w głośne towarzystwo, zwykle była sama podczas przerw i długich, jesiennych wieczorów, może nie tyle z wyboru, co z jego braku. Wybierając między wianuszkiem chichoczących dziewczyn, a towarzystwem wyniośle milczących ksiąg, ostatecznie siedziała z nosem w książce, kiedy tylko mogła. Tak było od kiedy pamiętała. Zresztą- upomniała się w myślach- nadejdzie jeszcze czas na bujne życie towarzyskie.
Być może była jedyną szesnastolatką w Gryffindoirze, która tak patrzyła na świat, ale czy to źle? No ba, że nie. To chyba bardzo przydatne w życiu, potrafić ciężko pracować i poddawać się temu rzetelnie.
-Hej, co ty tu robisz? - nie zauważyła nawet kiedy ktoś stanął obok niej. Uniosła spojrzała na intruza. Był to jej rówieśnik z domu węża. Niewiele o nim wiedziała. Jedyne z czym go kojarzyła, to jego wyjątkowy dar do zaczepek, pakowania się w kłopoty i upodobanie do słownych utarczek z każdym. Nie był typem samotnika, zawsze chodził w otoczeniu ludzi, który zgadzali się z jego wyższością. W sumie, był dość przystojny, wysoki, o jasnej karnacji, szczupła twarz i atletyczna sylwetka. Hannah jednak daleka była od omdlenia z zachwytu.
-Czytam – odparła i dyskretnie zerknęła na zegarek. - Z tego co wiem, wolno mi tu być o tej porze.
-Hohoho... wyluzuj siostro. Może nieco więcej uprzejmości, jak przystało na rasowego Gryfona? Pytałem tylko – oznajmił, posyłając jej irytująco dumny uśmieszek.
-Och... No tak. Czytam. Tylko czytam – poczuła, że policzki płonął jej od nadmiaru niezręczności w jednej sytuacji. Młodzieniec niedyskretnie spojrzał na okładkę księgi, którą dzierżyła w dłoni.
-„Historia Hogwartu”. No nieźle. Skoro tak, to AŻ czytasz. Usnąłem na pierwszej stronie. Okropnie ciężkie. Nie to, co Middleton i jego „Bajka dla dużych magów i małych krasnali”. Polecam – zakończył z kpiącym wyrazem twarzy.
-Middleton to karzeł moralny, nie dorasta do pięt krasnalom, a pisze o nich z taką poufałością, że czytelnik gotuje się z gniewu – odparła dumnie. Patrzyła teraz prosto w jego oczy, świadoma rzuconej rękawicy.
-Zawsze to jakieś gorące uczucie. Autor przynajmniej nie jest wymieniany w kategorii „najbardziej bladych powieści wszechczasów” - podniósł. Mimo uczucia urazy, poczuła również zadowolenie z tej rozmowy.
-To twoje zdanie- zakończyła wymownym uniesieniem brwi.
-Pyskata jesteś, choć nie wyglądasz – paradoksalnie, zamiast rumieńca gniewu, jej policzki ozdobił rumieniec zawstydzenia. Niepewnie zerknęła na urodziwego rówieśnika o wyjątkowo zadziornych rysach twarzy.
-Czytasz, choć nie wyglądasz – rzuciła bez zastanowienia, na co ten odpowiedział szczerym śmiechem.
-No to zabiłaś mi ćwieka. Muszę już lecieć, ale czy nie chciałabyś wyjść gdzieś ze mną i przekonać mnie, dlaczego warto przeczytać „Historię Hogwartu”? Co ty na to?

Zgodziła się.





Tak- skończyłam to. Nie wiem jak mam dalej żyć. Jak ja mam pisać. Pisać o miłości, skoro ona jest jak obrzydliwa staruszka w pięknej masce i sukni. Zdjęła przede mną maskę. Bańka mydlana prysła. Wiem jedynie, że chcę zacząć kochać i przestać być kochaną bez wzajemności. To dlatego nie pisałam, nie chciałam być hipokrytką, było mi wstyd przed wami. Mam nadzieję, że w końcu pokocham
Życzę wam tego samego, bo pięknie się o tym pisze, czyta i słucha i tak pięknie jest na to czekać i zapewne pięknie jest kochać tak jak oni. 
Ps. Wracam na me-voir.blogspot.com, ale to jeszcze w powijakach, bo nie wiem, czy jeszcze umiem pisać. Same oceńcie. Proszę was :) 












24 komentarze:

  1. Wiesz, zastanawiam się, co mam napisać.
    Nie wiem czy mam się śmiać, czy płakać. Śmiać, bo wróciłaś, po prawie 6 miesiącach. Płakać, bo to koniec pięknej historii.
    Nadal jestem zła. Nawet nie wiesz jak się martwiłam, że coś mogło Ci się stać!
    Wystarczyło jedno słowo! Jedna kropka!
    Epilog, cóż, wspaniały. Dopracowany w każdym calu, wszystko się ze sobą łączy.
    Jest długi i cudowny.
    Koniec cholernie mnie wzruszył. To, jak Hermiona umierała, jak Draco zabierał ją ze sobą.
    Tylko końcówka.. Do czego nawiązuje? Kim jest ta dziewczyna? Kim jest ten chłopak?
    Cieszę się, że Hermiona znalazła rodziców. I że oni przyjęli ją ciepło, tak, jak być powinno.
    Nie wiem co mam jeszcze napisać, bo chyba brakuje mi słów.
    Czemu było Ci wstyd przed nami?
    Nie tylko Ty masz takie problemy, serio. Sama wolałabym się nigdy nie zakochać, żeby później nie bolało. Ale stało się i taka jest kolej rzeczy. Przynajmniej to mnie czegoś nauczyło. Żeby nie pakować się w związek.
    Nie wiem jak jest u Ciebie, ale trzymam kciuki, żebyś wróciła do siebie. Zaczęła żyć. I rozwijać się. Bo masz talent.
    Czekam na rozdział na me-voir, czy better-soul. Mam nadzieję, że dodasz tam coś.
    Może jeszcze coś dopiszę, bo jak zwykle sobie coś przypomnę. Na razie tyle.
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam, i dziękuję Ci Never, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, kochana M! Brakowało mi Ciebie i to bardzo.
      Chciałam Ci podziękować, że jesteś mimo mojej porażki. Jest mi lżej.
      Moja sytuacja... To chyba klasyczna nauczka dla naiwnej nastolatki. Jedyna osoba, której ufałam i powierzałam swoje sekrety- mój przyjaciel, najzwyczajniej w świecie poczuł do mnie coś więcej niż braterską troskę. Czuję się oszukana przez świat i bardzo zagubiona. To dlatego nie mogłam pisać. W pewnym sensie byłam chora. Źle mi z tym, ale powoli się dźwigam.
      Bardzo chcę zacząć znowu pisać i publikować, bo to chyba jedyne lekarstwo :)
      Co do ostatniego, to chyba dość nieudolnie chciałam pokazać nowy początek, w jaki razem wyruszyli, że to nie koniec, że zaczną od nowa w innych życiach, ale bez tego cierpienia :)
      Może jeszcze to pozmieniam, ale to z czasem.

      Miłego grudnia!
      Never

      Usuń
    2. Cieszę się, że pamiętasz o starej M. :)
      Więc ta sytuacja wyglądała u Ciebie nieco inaczej, niż u mnie. Różni ludzie, różne przypadki :)
      Ah.. Już wiem o co chodzi! Na początku sama myślałam, że to może chodzić o nich, a tu proszę, M. Sherlock Holmes ma rację:D
      Trzymaj się!

      M.

      Usuń
    3. Nie zapomniałabym o Tobie! :D
      Też się trzymaj ;)

      Usuń
  2. Usunęłas mój komentarz?
    serio?

    x.

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, być może u mnie coś wysiadło z prądem.
    Cieszę się, że wróciłaś, jednak nadal mam do Ciebie żal. Może z czasem on zniknie, taką też mam nadzieje :)
    Epilog piękny i widać, że postarałaś się. Nic, tylko gratulować :)
    Nie napiszę nic więcej bo się zwyczajnie wzruszylam.
    Chłopak, przez którego cierpiałaś, nie był wart ani jednej twojej łzy.
    Czekam na jakąś nowość.

    x.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te miłe słowa :)
      Moim planem do końca tego dziwnego roku szkolnego jest dokończyć me-voir i zacząć dokańczanie better-soul i może w wakacje pojawię się z czymś nowym, ale to takie skromne życzenie noworoczne ;)

      Usuń
  4. Bardzo fajny epilog ;) Już się bałam, że go nie dodasz, a tu taka miła niespodzianka ;) Czekam na nowy rozdział na me voir.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że tak uważasz :)
      Już piszę nowość na me-voir ;)

      Usuń
  5. Cała opowieść bardzo fajna, ale epilog na prawdę także Ci wyszedł. Nic dodać, nic ująć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale mam opóźnienie...
    Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
    Czas spędzony przy tym opowiadaniu to najlepsze, co mogło mnie spotkać. Dziękuję ci za ten blog.
    Dziękuję za tak wspaniałe rozdziały.
    Dziękuję za to, że swoimi rozdziałami poprawiałaś mi humor.
    Dziękuję za wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się- ja mam większe xD
      Nie mam czego wybaczać, kochana :3
      Bardzo cieszą mnie twoje słowa, bo właśnie po to zaczęłam publikować- aby nawiązać relację z czytelnikiem, aby móc mu coś dać, a w zamian poczuć się przydatną społeczeństwu :D
      Pozdrawiam
      Never

      Usuń
  7. Hej.:)
    Przeczytałam dzisiaj całego Twojego bloga i postanowiłam skomentować.:) Napisałaś bardzo ciekawą historię, która jest zupełnie różna od często powielanych schematów Dramione. Zauważyłam, że od prologu, aż do momentu zakończenie opowiadania niesamowicie się rozwinęłaś. Twój Draco przypadł mi do gustu. Jest taki ludzki. Pokazałaś jego emocje, za co serdecznie ci dziękuję. Hermiona trochę mniej mi się spodobała, bo jest taka troszkę niekanoniczna, ale to nic. Momentami wychodzą nieścisłości w tym opowiadaniu, tak jak na przykład imię ojca Hermiony ( raz piszesz (gdzieś na początku) że to Harrison, a później, że jest to Matthew) oraz nieprawidłowo zapisane nazwy. Nie będę jednak się czepiać, bo sama nie jestem lepsza.:D
    Ogólnie mówiąc opowiadanie jest super i pewnie jeszcze do niego wrócę.
    Dziękuję, że mogłam przeżyć tak fajną przygodę z Melodies Of Love.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com
    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały.. a w dodatku dziwię się ,że przeczytałam go w tak krótkim czasie!
    Nie wierzę ,że to koniec.
    Nie wierzę.
    Co teraz ,ze sobą zrobić mam?
    Płakać i czytać od nowa?
    A może się śmiać?
    Nie wiem.
    Nic nie wiem.
    Pokocham tego bloga już od prologa.
    Jest.. cudny.
    Po prostu cudny.
    Czuję pustke.
    To już koniec tej historii! Ogarnij się Nana!"
    Mówi mi jakiś głosik w głowie.
    Jednak ja nie mogę.
    Nie wiem,czemu ,dlaczego gdzie i jak.
    To koniec.
    Nadal nie wierzę.
    Nie wierzę ,że potrafię napisać tak bezsensowny komentarz jak ten to ,o
    Nie wierzę ,że ,że.. ja już nawet nie wiem.
    Pustka.

    A teraz.
    Jeśli pozwolisz.
    Idę czytać od nowa.
    Również zapraszam na mojego bloga o Dramione który w porównaniu do Twojego.. jest błahostką .
    www.dramionemoimzyciem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest bezsensowny! Jest piękny i ciepły, dziękuję :D
      Nawet nie wiesz jak mnie krzepią takie słowa, strasznie motywuje do pracy :>
      Pozdrawiam
      Never

      Usuń
  9. Natrafiłam na Twojego bloga przypadkiem, ale muszę przyznać, iż fabuła jest bardzo ciekawa ;) Wspaniały epilog ;)

    Poza tym, chciałam Cię poinformować o tym, iż dostałaś nominację http://thetwilightsaga-forever.blogspot.com/2014/08/nominacja.html


    Pozdrawiam Jane ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. ŁAŁ. Po prostu łał ��
    ��

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam w 1 dzień. Popłakałam się. Jest cudowny, mam nadzieje że wydasz jakoś swoją książkę. Brawo!!
    ~M.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Mi osobiście przypadła do gustu orginalność tej historii. Hermiona na skraju biedy a do tego w ciąży, a przyjaciele jej nie pomogli? Muszę się przyznać, że WIELE razy podczas czytania wykrzyczałam do telefonu "Malfoy ogarnij się to jest twoje dziecko". Na szczęście wszystko szczęśliwie się skończyło. Prawda jest taka, że już dawno żaden blog nie wywołał u mnie tak wielu silnych jak i sprzecznych emocji. Teraz mogę jedynie czekać na kolejną historię Dramione w twoim wydaniu.

    OdpowiedzUsuń